Tak, jak w bałkańskim kotle mieszały się mocarstwowe interesy Niemiec, Austro-Wegier i Rosji, aspiracje Serbów, Rumunów i Greków oraz wzajemna nienawiść wszystkich właściwie żyjących tam narodów - tak dziś gotuje się właśnie na Bliskim Wschodzie. Bo oprócz rozpychających się Rosji i Turcji mamy tam do czynienia ze wzrostem siły i bogactwa krajów Zatoki Perskiej, zwłaszcza Iranu, i z - najdelikatniej mówiąc - pozbawioną jakiejkolwiek empatii polityką Izraela, który wobec wycofywania się z roli "światowego żandarma" USA rozpaczliwie szuka dla siebie nowych gwarancji bezpieczeństwa, i jeśli ich nie znajdzie, wywoła wojnę, choćby miała ona się rozlać z regionu na cały świat.Trump zaś wycofuje swój kraj z roli gwaranta światowego ładu, bo stwierdził, że dalsze jej pełnienie się Ameryce nie opłaca, i więcej - wręcz jej zagraża podzieleniem losu Imperium Rzymskiego. Trudno odmówić mu logiki i racji. Sama tylko chryja w Zatoce Perskiej, o innych sprawach nie mówiąc, kosztowała Amerykę biliony (po polsku, bilion czyli tysiąc miliardów, nie po angielsku - zaznaczam, bo notorycznie robią się tu nieporozumienia) dolarów i rozdęły do niewiarygodnych rozmiarów deficyt budżetowy. Trump, zgodnie ze swoim doświadczeniem biznesmena, który do milionów doszedł nie z układu, jak nasi królowie z listy "Wprost", tylko dlatego, że kombinował lepiej od innych, chce zracjonalizować układ, albo, jeśli się go zracjonalizować nie da - ściąć koszty. I właściwie nie tylko chce, ale wręcz musi, bo nawet Ameryka nie wytrzyma takiego deficytu długo. Stąd jego proste przesłanie: jeśli chcecie, żebyśmy was bronili, to za to płaćcie. Jeśli nie chcecie płacić, brońcie się sami. Tyrada wygłoszona przeciwko Niemcom zabrzmiała porażająco, bo tkwi w niej sama prawda, uporczywie ukrywana przez europejską "poprawność". Nie można być jedną nogą w NATO, które wynikło z logiki rywalizacji bloku zachodniego ze wschodnim, i jednocześnie drugą nogą wchodzić w logikę odtwarzanego po dwóch wiekach Kongresu Wiedeńskiego, w którym Rosja jest jedną z kotwic europejskiego ładu. To znaczy, można, dopóki Ameryka godzi się robić tam zły interes, jak subsydiowanie krajów, które te subsydia inwestują w Rosji - ale właśnie na to Trump się godzić przestaje. Za darmo to on może bronić <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-tajwan,gsbi,4345" title="Tajwanu" target="_blank">Tajwanu</a> przed Chinami, przynajmniej przez jakiś jeszcze czas. Ale jeśli Europa woli rosyjski gaz od amerykańskiego, łupkowego - to niech się idzie czochrać. Słabną dawne kraje kolonialne, rosną ich byłe kolonie - Indie i kraje Ameryki Południowej. Wielka Brytania powraca do polityki XIX-wiecznej, odwracając "entente cordiale" z 1904, tyle, że nie ma do czego powracać, bo już od dawna nie jest imperium. Europa powraca do Kongresu Wiedeńskiego, czyli odwraca skutki I wojny światowej, ponieważ Ameryka powraca do izolacjonizmu, czyli odwraca decyzje Woodrowa Wilsona i Franklina Delano Roosevelta. A ta robi to dlatego, że <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-chiny,gsbi,4231" title="Chiny" target="_blank">Chiny</a> stały się dość potężne, by odbudować "Jedwabny Szlak", czyli odwrócić skutki wielkich odkryć geograficznych z XVI wieku. Jeśli dodamy do tego, że muzułmanie, kolonizując Europę, odwrócili już praktycznie skutki bitwy pod Poitiers z VIII wieku po Chrystusie, to dopiero zaczynamy powoli rozumieć, z jak dziwnym światem będą miały do czynienia nasze dzieci. Trump odegrał, co miał do odegrania, ochrzanił Niemców, a przez nich pars pro toto całą Europę zachodnią i jeszcze pogłaskał przy okazji Polaków w nagrodę, że amerykański gaz kupować chcą (nasze reakcje jakoś mi przypomniały zupełnie zapomnianą przygodę sprzed wielu lat, jak napaliłem się na pewną pannę, która poczyniła mi niejakie awanse, a potem się okazało, że zrobiła to tylko po to, żeby wkurzyć swojego chłopaka i wzbudzić w nim zazdrość). A potem dziennikarzy wyproszono. Co było dalej, nie usłyszymy, ale za pewien czas będziemy się mogli domyślić. Prezydent Trump jest zatem po szczerej rozmowie z liderami zachodniej Europy, teraz jedzie rozpatrzeć się po miotanej tożsamościowymi konwulsjami Wielkiej-już-tylko-z-nazwy Brytanii. W tym czasie prezydent Putin rozmówił się z prezydentem Izraela oraz ministrami spraw zagranicznych Iranu i Arabii Saudyjskiej. Teraz spotkają się obaj - i, mój Boże, dużo bym dał, żeby móc podsłuchać tę rozmowę. A my? My wybieramy drogę, którą na szczycie w Brukseli symbolizował stan przewodniczącego Junckera. Czyli przeniesienie się w "rajską dziedzinę ułudy". "Łamanie konstytucji", alternatywne "zgromadzenie narodowe" PO i Nowoczesnej bojkotujących Sejm i jego rocznicę, spory, co miał na myśli, jeśli w ogóle coś Mick Jagger, i czy prezes Gersdorf przykuje się z sędzią Tuleyą do biurka, czy się nie przykuje i miękko wyląduje. Jeśli w ogóle ktoś pomyśli o przyszłości, to w kontekście bardzo optymistycznych bajek George’a Friedmana - ale nie zauważając, że aby ta bajka miała się spełnić, musielibyśmy generalnie przeorientować swą strategię i myślenie o świecie, mówiąc najkrócej - chcieć się stać Zachodem Wschodu. Tak, by na całym dawnym obszarze Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a docelowo w Rosji, ludzie rozliczali się w polskiej walucie i trzymali ją w polskich bankach. A przecież naszą generalną, jedyną i bezalternatywną strategią jest bycie "przedmurzem’, Wschodem Zachodu - co w opisanym wyżej, nadchodzącym świecie, oznacza, pardon pour le mot, bycie zadupiem zadupia. Cóż, tego właśnie chcesz, Grzegorzu Dyndało.