Wydawałoby się, że nikt nie przebije szczerości, z jaką pani Bieńkowska, bez obcyndalania się, oznajmiła, że jako minister infrastruktury za kolej nie odpowiada, nie będzie przecież latać po torowiskach i strącać z trakcji lodu, i w ogóle... - tu z wdziękiem obrażonej na natrętnych klientów sklepowej z mięsnego przewróciła oczami, dając do zrozumienia, żeby się od niej odwalić. Skoro taki mamy klimat, to nie mogę się doczekać dalszego ciągu tej szczerości w rządzie. Już widzę, jak po następnej wtopie policji pan minister Sienkiewicz naskoczy na nas, że chyba nam odbiło, jeśli sądzimy, że będzie latał po ulicach i łapał złodziei czy innych bandytów. Albo minister Arłukowicz opierdzieli mękolących pacjentów, że co sobie myślą, będzie im osobiście wtykał czopki pod ogon? I obaj dodadzą, że sorry, ale nie są politykami, więc nie będą nam opowiadać gładkich zdanek, ułożonych przez pijarowców, tylko mówią szczerze, gdzie nas mają. Zawsze znajdzie się trochę lemingów tak już do cna skretyniałych, że popadną z racji tej szczerości w kolejną ekstazę zachwytu, jaką to europejską mamy władzę. Wydawałoby się, powtórzę, że szczerzej już nie można. Ale nawet nie zdążyłem napisać felietonu na ten temat (a szkoda, bo przypomniałbym konferencję prasową z listopada 2013, na której przedstawiciele resortu chwalili się zakupem za ciężką kasę supernowoczesnej technologii do "odlodzania" trakcji), kiedy wszystkich przebił były i ponownie aspirujący do tego stanowiska premier Leszek Miller. Otóż odnosząc się do informacji dziennika "Washington Post", że polskie służby wojskowe skasowały od CIA 15 milionów baksów w gotówce za wynajem na więzienie bazy w Kiejkutach, odparł Miller, że skoro służby dostały z zagranicy kasę, a nie ją komuś zapłaciły, to on nie widzi w tym żadnego problemu. Po polityku, który swego czasu reklamówki wypchane dolarami brał od towarzyszy z Moskwy, trudno się spodziewać, żeby to krytykował, ale taka szczerość? Tak, służby specjalne są po to, żeby robiły kasę. Mają coś do opylenia - to opylają. Polską rację stanu? Jak akurat na ten towar znalazł się nabywca, to w czym problem? Zuchy! Myślenie pana Millera o państwie jest, jak z tego widać, myśleniem zwykłego szabrownika. Coś się da wynieść i wymienić na flaszkę - super! Zarobić parę tysiączków za mokrą robotę, której american boys u siebie nie mogą wykonać, bo tam mają na łbie jakieś prawa, sądy i w ogóle? Proszę bardzo, u nas takimi bzdetami nikt się nie przejmuje. Byle tylko kasa była w gotówce, do rączki, broń Boże żadnych przelewów, bo się wtedy może ktoś przywalić. Nasi dalecy przodkowie nazywali taką kasę w reklamówkach czy kartonach "jurgielt", ale dziś tego słowa nikt w naszych elitach nie zrozumie, nawet gdyby mu przetłumaczyć. Mało tego, pan Miller ogłasza jeszcze, że jako premier nie tylko nic o wynajmowaniu Amerykanom katowni nie wiedział, ale wręcz nie powinien wiedzieć. Przecież operacje służb są tajne. Ktoś by je śmiał nadzorować? W życiu. Słowem: nie Polska ma służby, to służby mają Polskę! Mam nadzieję, panie premierze, że przynajmniej się z wami - tak bez szczegółów - podziałkowali? Bo jak nie, to rzeczywiście świństwo. Żesz mać, ten facet był premierem i może nim zostać znowu, bo przecież pan Tusk jasno wskazuje go jako przyszłego koalicjanta! I widać jest tego już pewny, skoro wypowiada się tak szczerze. Niech ktoś się jeszcze teraz, po publikacji "Washington Post", ośmieli powtórzyć, że rozpędzenie WSI nie było ze wszech miar pożądane. Albo niech spróbuje zawracać nam głowę pięćdziesiątą z kolei komisją do spraw przyłapania PiS na czymkolwiek, teraz z kolei szykującą serial o "zbrodniach" Macierewicza. Rzeczywiście, chodzili sobie chłopaki, z przyzwoleniem najwyższych przełożonych, do bratniej ambasady po kasę, a tu przyszli jacyś pisowcy i taki interes - popsuli, oszołomy cholerne! Do wczoraj skłonny byłem wierzyć, że tych układów z CIA, jeśli faktycznie miały miejsce, nie należy z góry potępiać, że mogło w nich być coś dla Polski korzystnego, o czym tajemnica państwowa każe zamilczeć. Po szczerej wypowiedzi Millera i wymownym milczeniu Kwaśniewskiego straciłem jakiekolwiek złudzenia. Myślę tak sobie: co mogłoby się jeszcze o III RP okazać gorszego? Ot, największy cywilizacyjny sukces w tysiącletniej historii Polaków. Przyjeżdża Jankes, czy ktokolwiek inny, z kartonem dolarów, i za butelkę whisky, cygaro i paczkę gumy balonowej kupuje tu sobie, co tam potrzebuje. Generałowie, ministrowie, premier i prezydent - na posyłki. Tylko jeden warunek: gotówką, do ręki. Właściwie o czym tu gadać. Kurrr..., jaki wstyd... - i nic do dodania. Rafał Ziemkiewicz