Nic Państwa w tej informacji nie zastanawia i nie zdumiewa? Proszę chwilę pomyśleć. Nie, nie chodzi o to, że znanej sieci chciało się ustawiać swoją maszynę w miejscu, teoretycznie, dostępnym tylko wybranym i z zasady nielicznym. Oczywiście, wiedząc, że bankomat to mnóstwo fatygi, zezwoleń oraz kosztów, i dlatego stawia się takowe w miejscach ruchliwych, gwarantujących duży obrót, możemy sobie wyobrazić, ile wydawali w "Rasputinie" goszczący tam celebryci, biznesmeni i innego rodzaju "establiszmęty". Ale że przychodzili tam goście nadziani i wyskakiwali z dużej kasy możemy się przecież domyślać i bez bankomatu. Ten bankomat jest, proszę Państwa, dowodem na to, że zostawiające w ekskluzywnym burdelu nadmiar energii i kasy "elity" są nie tylko, powiedzmy, amoralne, ale przede wszystkim - pełne kompletnych kretynów. Nie chcieli płacić kartą - zrozumiałe, przecież wtedy w wyciągach bankowych zostaje na wieki wieków amen numer terminalu, skojarzonego nierozerwalnie z interesem pani "Czekolindy" i nawet za parę lat w razie jakiegoś śledztwa będzie można wyciągnąć, ile to kasy tego a tego dnia wydał taki celebryta czy polityk na prostytutki. No więc wspomniany celebryta, polityk czy inny "złoty chłopiec" wolał płacić gotówką. Ale przecież nie będzie biegać do bankomatu w pobliskiej galerii handlowej czy powierzać swej złotej karty kierowcy. I proszę bardzo, "Czekolinda" wstawiła dla swych klientów bankomat! Można sobie uzupełnić zasób gotówki nawet bez dopinania gaci. I jaka wtedy informacja dotrze do banku i pozostanie na wieki wieków w jego rejestrach? Że złoty chłopiec pobrał tyle a tyle w bankomacie numer taki a taki. A gdzie ten bankomat stoi? W miejscu dostępnym tylko klientom wiadomego przybytku... Więc na co przedmiotową sumę przedmiotowy mietek-podnietek puścił? Tiaa... I o tym jakoś żaden z obsługiwanych przez podwładne "Czekolindy" kretynów nie pomyślał. Nie wiem, czy sprawa "Raspituna" będzie się rozwijać, czy nadzieje na porządny seks-skandal rozwieją się, jak swego czasu (kto pamięta?) nadzieje na ujawnienie listy klientów "dilera gwiazd". W sumie rzecz zrozumiała, że kiedy służbom udaje się zdobyć taki istny wór "haków", to zawsze starają się wytłumaczyć przełożonym, że dla dobra partii i państwa warto je trzymać w magazynie, a nie "palić" wypuszczeniem szczegółów do mediów. A w warunkach bezlitosnej wojny politycznej (a kiedy warunki były u nas inne?) przełożeni zapewne dają się przekonać stosunkowo łatwo. Pomińmy ten wątek, a wróćmy do zasadniczego. Dlaczego Polacy odrzucili, en masse, swoje elity? Dlaczego byliśmy prekursorem triumfującego dziś za oceanem trumpizmu (tak, my - zwycięstwo Orbana na Węgrzech miało nieco inny mechanizm)? Trumpizmu, czyli takiej sytuacji, w której wszystkie, z grubsza biorąc, autorytety zmasowanym chórem, we wszystkich prawie mediach jednym głosem szydzą, przestrzegają, straszą, perswadują wyborcy ekskatedralnym tonem, że absolutnie nie ma bata i trzeba być ostatnim hillbillym, redneckiem, chamem i ćwokiem, żeby zagłosować na tego tam oszołoma - i im głośniej, im bardziej zgodnie i w ostrzejszych słowach to robią, tym bardziej sobie bombardowany tym wszystkim wyborca myśli: a taaakiego wała! - i robi im wbrew. Dużo rozrywki dostarcza mi czytanie, jak autorytety same sobie wyjaśniają to odrzucenie, które się stało ich udziałem. Wyparcie, zaprzeczenie, czepianie się każdego pretekstu do podważania faktów - ale przecież na PiS głosowało tylko 18 proc. ogółu wyborców, ale przecież Clinton miała w skali kraju więcej głosów od Trumpa! - stopniowo przeradzają się w odlot do "rajskiej dziedziny ułudy". Mateusz Kijowski, nieszczęsny lider coraz bardziej żałosnego KOD-u opowiada, i chyba sam w to wierzy, że na jego ostatniej manifestacji 11 listopada w Warszawie na początku było 60 tysięcy uczestników, a później stale dochodzili nowi. I że kondycja ruchu jest świetna, rozwija się prężnie, ogarnia coraz to nowe środowiska. Sędzia Jerzy Stępień też najwyraźniej mu wierzy, ogłaszając, że "nie rozmawiamy już o prawie, liczy się tylko siła, fizyczna siła, kto więcej ludzi wyprowadzi na ulicę". Kiedy siłą straszy ktoś silny, to strach, ale kiedy ktoś w oczywisty sposób siły pozbawiony, to chce się tylko śmiać. Jeszcze miesiąc, dwa dalszego zjazdu i kodomici uwierzą w te obiecywane od roku "dwa miliony", że one już naprawdę na ulicach są, że już, jak wzywał Wałęsa "wyrzucają pisowców przez okna" i zaraz zgodnie z ostatnim, przedśmiertnym przesłaniem Wajdy, "wystrzelają sługusów prawicy jak psy", do ostatniego. "Chamstwo zbuntowało się przeciwko elitom" - zdiagnozował, z właściwą sobie dystynkcją, profesor (profesor!) Marcin Król, ten sam, który niedawno wyjaśnił, że pisowiec nigdy nie będzie prawdziwym Europejczykiem, bo na to trzeba pić toskańskie wino i jeść bretońskie ostrygi. Taki Król to prawdziwy skarb dla publicysty, bo mówi otwartym tekstem to, co innym jakieś resztki przyzwoitości każą owijać w bawełnę. Ale tak się przecież właśnie w "elitach" myśli - chamstwo się zbuntowało! Trzeba je na powrót zagonić do czworaków i pańszczyzny, to jasne, tylko jak to zrobić, skoro nawet Unia w tej kwestii zawiodła, a w USA takie samo chamstwo, jak u nas? A istota sprawy nie w tym, że się "chamstwo" zbuntowało, tylko dlaczego. Elity tego nigdy nie rozumieją. "Chamstwo" nie buntuje się bez powodu. Buntuje się, kiedy czuje, że elita jest do bani, że nie spełnia swych zadań. Bo umowa społeczna jest jasna: wierzymy wam, pozwalamy sobą kierować, nawet się upokarzać, imponujecie nam i was naśladujemy, dopóki wygląda na to, że wiecie, dokąd nas prowadzicie. Ale jeśli widzimy, że elity - niczym dwór ostatniego Ludwika - skretyniały i potrafią tylko nami gardzić, bawić się i trwonić, niczego sensownego nie tworząc, to, mówiąc krótko: poszli won! Bo jak nie, to widłami i cepem. Proszę mi nie mówić, że profesor Król i magister Stępień nie chadzali do "Rasputina" i to w ogóle innego rodzaju "elity". Ja to wiem, ale na ogólne odrzucenie pracował latami i półświatek celebrytów, i "intelektualistów", i wszelkiego rodzaju autorytety, bo widziane z dołu wszystko to się zlewa w jedno. I <a class="db-object" title="Monika Olejnik" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-monika-olejnik,gsbi,1457" data-id="1457" data-type="theme">Monika Olejnik</a> jest takim samym symbolem starego, wkurzającego ludzi porządku, jak Kopacz czy Janda. Mimo wszystko, ten bankomat z zaoranego "Rasputina" to ja bym oddał do jakiegoś muzeum IV RP. Jako symbol totalnego skretynienia "tych, co są na narodu wierzchu", które otworzyło drogę "dobrej zmianie".