Jesteśmy jak poganie, którym zakon wpycha do głów swoją wiarę? Zacznę od wydarzenia lokalnego, ale chyba dość dobrze oddającego ducha naszych czasów. Otóż mazowieckie kuratorium ogłosiło we wrześniu 2016 roku pięć konkursów tematycznych i interdyscyplinarnych dla gimnazjalistów. To były dodatkowe konkursy, obok tych przedmiotowych, z matematyki, polskiego, fizyki, języków obcych itd. Te dodatkowe konkursy, dodajmy, dawały laureatom dodatkowe punkty w rekrutacji do liceum. Więc były ważne. A jaki były ich tematy? Pierwszy dotyczył wiedzy o filozofii, drugi o kulturze klasycznej. A pozostałe trzy były takie: 1. Lech Kaczyński - historia najnowsza 2. Trzy matki Jana Pawła II - Emilia Wojtyła, Matka Boża i Ojczyzna 3. Konkurs Wiedzy Biblijnej "HIERONYMUS"Nic więc o Unii Europejskiej, o współczesnym świecie, sztuce, gospodarce, tylko o Biblii, Janie Pawle II (bo nie o Franciszku), no i Lechu Kaczyńskim. I to w jaki sposób! Na klęcząco! Konkurs o Lechu Kaczyńskim opatrzony został "programem merytorycznym" i spisem lektur. I cóż tam można było zobaczyć? "Kiedy Wasi rodzice lub dziadkowie mogli oglądać trzynastoletniego chłopaka, występującego razem ze swym z bratem w znanej bajce na ekranie kinowym i telewizyjnym, nie przypuszczali, że patrzą na przyszłego działacza politycznego Polski konspiracyjnej i opozycyjnej, jednego z przywódców związku zawodowego, do którego zapisze się dziesięć milionów Polaków, polityka, prezydenta naszej stolicy i w końcu naszego państwa" - czytamy we wstępie do "programu merytorycznego". A w dalszej części opisywano sprawy, które poznać powinni gimnazjaliści, takie jak "problem Magdalenki", proces lustracji, "uwłaszczenia na majątku narodowym", kontaktów z Gruzją itd. A spisu lektur nie warto przytaczać, bo to zbiór hagiograficznych biografii, pisanych po roku 2010 dość masowo. Ale to nie koniec. Otóż 21 czerwca tego już roku odbyło się uroczyste podsumowanie konkursu "Lech Kaczyński - historia najnowsza". Odbyło się ono w gmachu Senatu RP. Nagrody dziewiętnastu laureatom i finalistom wręczyli: Stanisław Karczewski - Marszałek Senatu, Sylwester Dąbrowski - Wicewojewoda Mazowiecki oraz Aurelia Michałowska - Mazowiecki Kurator Oświaty. A wykład dla uczestników spotkania, poświęcony osobie Lecha Kaczyńskiego wygłosił Marcin Łaszczyński, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej. Pięknie? No to jeszcze dodam, że 16 maja odbyło się uroczyste zakończenie kuratoryjnych konkursów przedmiotowych, dla 664 laureatów z gimnazjów całego Mazowsza. To był zjazd najzdolniejszych dzieciaków, niektórzy z nich zostali laureatami dwóch konkursów, piątka - nawet trzech. Konkursów z matematyki, fizyki, informatyki, biologii, języków obcych itd. No cóż, że pani Aurelia Michałowska, mazowiecki kurator oświaty, nie zaszczyciła swą osobą tej imprezy, wysyłając tam swoją zastępczynię. O innych urzędnikach nawet nie było mowy. Spotkanie z najzdolniejszymi gimnazjalistami było nieważne, liczył się Lech Kaczyński i jego życiorys. "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"... Te słowa Jana Zamoyskiego (przypisywane też Andrzejowi Fryczowi Modrzewskiemu), zna każdy, kto zdał maturę. Więc tak dzisiejsza Polska chce nam wychować dzieci, tak je ukształtować - że przepustką do lepszego jest znajomość ukwieconego życiorysu byłego prezydenta. Słabego, niesamodzielnego, i mało popularnego. Piszę to, póki jeszcze można... Ten drobny epizod pokazuje, w którym kierunku to wszystko zmierza. Młodzież ma kochać i czcić Kaczyńskiego, jego imieniem nazywane są szkoły, porty, parki, skwery i ulice. Budowane są jego pomniki. Ale na Warszawę też przyjdzie pora - radni PiS zapowiadają, że czekają tylko na odpowiednio wielką arterię, wtedy zaproponują, by nazwać ją imieniem Lecha Kaczyńskiego. A pomnik - jest już ogłoszony konkurs, ma stanąć za dwa lata, i ma być - jak powiedział Jarosław Kaczyński - odpowiednio okazały. Do tych elementów - nauczania, nazw ulic i skwerów, dochodzi jeszcze jeden - cykliczne obrzędy. W Krakowie jest to przyjazd na Wawel (wiadomo kogo i wiadomo kiedy), w Warszawie są to słynne miesięcznice. Sejm uchwalił zresztą specjalną ustawę, stawiającą organizatorów miesięcznic ponad innymi. O to zresztą toczy się bitwa z Obywatelami RP. I pewnie dziś wieczorem będzie miała ona swój kolejny epizod. Miesięcznice, jak już wiemy po odpowiedzi kardynała Nycza, nie są, poza murami katedry, po zakończeniu mszy, uroczystościami religijnymi. To jest uroczystość partyjna. Jej clou, przemówienie prezesa stojącego na drabince, to także nie jest wspomnienie ofiar katastrofy, bo nic o nich nie mówi, za to ciska gromy na politycznych przeciwników. No i zapowiada, że już niedługo prawda o katastrofie wyjdzie na jaw, i dlatego PiS jest tak zwalczany (co niezmiennie budzi mój ironiczny uśmiech..., bo czekam na tę "prawdę" i czekam...) Aha, do tego jeszcze dołóżmy jeden element. Jarosław Kaczyński podczas niedawnego (a już dziś zapomnianego...) Kongresu PiS mówił, że trzeba ostrzej, że ministrowie muszą pozbywać się energiczniej platformerskich złogów. Takie słowa rozumiane są szerzej - jako zapowiedź kolejnej fali czystek we wszystkich instytucjach, gdzie PiS rządzi. Mamy więc podstawy nowej państwowej wiary - jest osoba, przed którą mamy chylić czoło (dobrze, że nie ogłoszona świętym i męczennikiem), są miejsca kultu (czyli pomniki, obecne i przyszłe), są regularne obrzędy, no i jest kara dla niewierzących i wątpiących. Czy to może być skuteczne? I trwałe? Do pewnego stopnia tak... Ja nie wierzę, że takie rzeczy spływają po ludziach jak woda po gęsi, to gdzieś tam zostaje. Owszem, wiem, że w Warszawie rozbijano pomniki generałów - zdrajców, czyli pamiątkę po rosyjskim zaborcy, czy Dzierżyńskiego, jednym słowem, wprawę w otrzepywaniu się z niechcianego mamy. Ale to była inna sytuacja, teraz ten rząd jest nasz, polski. I osobiście bardzo żałuję, że z tak niepolską zaciętością, narzuca swoje bzdury, powtarza je, każe w nie wierzyć. Jak w kraju podbitym. Przez to wygląda dużo gorzej, niż na to zasługuje... Robert Walenciak