Obrazek prezydenta odbierającego w środku nocy ślubowanie od nowych sędziów wywołał u mnie poczucie smutku pomieszanego z odrobiną absmaku. Autorytet poważnych instytucji państwowych - a za takie uważam i Prezydenta Rzeczypospolitej i <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-trybunal-konstytucyjny,gsbi,24" title="Trybunał Konstytucyjny" target="_blank">Trybunał Konstytucyjny</a> - nie zasługuje na to, by wprzęgać go w działania dokonywane - jak można by wywnioskować z pośpiechu, w jakim się to działo - bezrefleksyjnie, wstydliwie, po kryjomu i na chybcika. Jeśli rządząca partia i Andrzej Duda mają niczym nie zmącone przekonanie, że to, co robią jest "przywracaniem praworządności" i "wdrażaniem konstytucyjnego ładu", to niechże zrobią to, co robią z godnością, powagą i otwartą przyłbicą. Dlaczego uroczyste ślubowanie nie może odbyć się rano? Czemu nie można zaprosić na nie mediów, prezesa Trybunału, przedstawicieli organizacji sędziowskich i adwokackich? Czemu ma służyć ten pośpiech? Nawet gdyby bardzo chciano wyprzedzić werdykt TK, to można było to zrobić o 8 czy 9, nie powiększając przekonania, że robi się coś grzesznego, do czego wstyd się przyznać, i wytłumaczyć otwarcie i z dumą światu. Nie wiem, czy dokonywanie aktu ślubowania w taki sposób dowodzi, że i sam prezydent nie ma tak do końca pewności, czy to, co robi, jest słuszne, a czyni to na wyraźną prośbę/sugestię "wielkiego polityka, wielkiego stratega i wielkiego człowieka", czy też i PiS i Andrzej Duda są w tej sprawie niczym "jedna pięść". Z niektórych wypowiedzi prezydenckich ministrów można by wnosić, że Duży Pałac miał ochotę znaleźć kompromisowe rozwiązanie sporu o TK i zaprzysiąc trójkę "październikowych" sędziów, ale szybka akcja PiS i błyskawiczny wybór pięciu kolejnych sędziów te plany pokrzyżowały. Kolejne bitwy wojny o Trybunał można było traktować z lekkim przymrużeniem oka. Do czasu. Bo kiedy do gry wszedł już sam TK, wydając werdykt, a politycy obozu rządzącego obwieścili, że nie zamierzają go respektować, bo dotyczy historii, zrobiło się już mniej zabawnie. Bo jeżeli elita polityczna będzie szanować i uznawać tylko te wyroki, które idą po jej myśli, to zacznie się robić nieciekawie. Dziś kwestionuje się werdykt TK w sprawie samego Trybunału, jutro - w jakiejkolwiek innej sprawie, a pojutrze policja powie, że nie wykona wyroku sądu i nie zatrzyma skazanego. Jak państwo prawa - to państwo prawa. Ze wszystkimi tego konsekwencjami i zasadami. A jedną z nich jest zasada kadencyjności. Argumenty, że Trybunał jest obecnie zdominowany przez sędziów rekomendowanych przez PO i w związku z tym nie można traktować go serio, są o tyle dziwaczne, że jak świat światem, a Trybunał Trybunałem, trafiali do niego sędziowie wybierani przez sejmową - rządzącą akurat - większość. PiS wybierał swoich (albo rekomendowanych przez LPR i Samoobronę), Platforma swoich. Nie twierdzę, że to dobrze. Też wolałbym, żeby TK był politycznie bardziej zróżnicowany, ale jedynym na to sposobem powinna być naturalna wymiana sędziów wynikająca z kończenia się ich kadencji. Obecnie, po ośmiu latach rządów PO, w TK przeważają i jeszcze przez parę lat przeważać będą sędziowie zgłaszani przez Platformę. Ale potem przyjdzie czas i na pojawianie się kolejnych sędziów rekomendowanych przez PiS, a jeśli partia Kaczyńskiego porządzi dłużej niż jedną kadencję, to nadejdzie moment, gdy to jej pomazańcy będą dominować w składzie Trybunału.