Snucie dalekosiężnych wizji, dziennikarze, którzy - niczym jacyś domorośli Wernyhorowie - najlepiej wiedzą, o czym panowie będą rozmawiać, podejrzenia "rozwiążą parlament", "stworzą koalicję", "dogadają się". Sieroty po PO-PiS-ie wciąż marzą, że jeszcze "coś się zdarzy". A nie zdarzy się już nic... To była doskonale opakowana, efektowna promocja, może i znaczącego medialnie, ale kompletnie nieistotnego politycznie spotkania. Axelowski "Dziennik" "dowiedział się nieoficjalnie", że dojdzie do rozmowy Kaczyński-Tusk. Nie musiał szczególnie daleko szukać tej informacji. Wystarczyło odebrać telefon od - również Axelowskiego - "Faktu", by posiąść wiedzę, że umawiana od stycznia debata odbędzie się w środę o 16. Telefon odebrano, w "Dzienniku" napisano, szaleństwo rozpętano... Przez dwa dni tabuny dziennikarzy spijały z ust polityków każde słowo na temat "wielkiego przełomu w polskiej polityce". Każde "to będzie ważna rozmowa", "tematów jest wiele", "może pojawi się kwestia przyspieszonych wyborów" było obracane i emitowane po wielokroć. Publicyści publikowali i komentowali, analitycy analizowali, politolodzy przewidywali, a wszyscy ci, którzy byli nieco bliżej krynicy wiedzy, śmiali się w kułak. Prawda jest bowiem taka, że debatę w "Fakcie" planowano od miesięcy. Kilka terminów odwołano w ostatniej chwili. Wreszcie się udało. Według mojej wiedzy, spotkanie nie było ani miłe, ani owocne. Trochę złośliwostek, trochę prania odwiecznych PO-PiS-owych brudów, trochę koturnowych oświadczeń. I tyle. O zbliżeniu, dogadaniu się, czy choćby ociepleniu stosunków, mowy nie ma. Chyba, że za ocieplenie uznać fakt, że Tusk z Kaczyńskim mogą podać sobie rękę i w żadnej z tych rąk nie będzie ukryty sztylet z trucizną na głowni. PiS z Platformą - i zalecam wszystkim marzycielom o PO-PiS-ie pozbycie się złudzeń - nie zawrą w tej kadencji koalicji. Chyba, że będzie to koalicja, która przegłosuje rozpisanie wyborów - taką ewentualność biorę pod uwagę. I tylko taką. Dla obu ugrupowań nie ma lepszego wyjścia niż trwanie w klinczu i zwarciu. To zapewnia którejś z nich rządzenie przez najbliższą, i przynajmniej jedną następną kadencję. Spetryfikowanie podziału na dwa bloki - "PiS-owski" i "Platformijny" to dla dwóch wiodących partii wyjście najlepsze z możliwych. Dlatego będą się okładać pięściami i udowadniać, że głęboko się nienawidzą. A może i nawet naprawdę nienawidzić?. Niech się nienawidzą. Na zdrowie. Ja miłości od nich nie oczekuje. Za to mam nadzieję, że ich liderzy będą potrafili od czasu do czasu usiąść i bez medialnego huku, w cztery oczy dogadać się w jakiejś naprawdę kluczowej sprawie. Jakiejś tarczy, jakiejś kolejnej wojny, jakiejś euro- czy może swojskiej konstytucji. I nie wiem jak wam, ale mi to do szczęścia (o ile polityka może dawać szczęście) absolutnie wystarczy. Konrad Piasecki k.piasecki@rmf.fm