Szanowny Panie Prezesie, Pozwalam sobie Pana niepokoić z dość ważnego powodu, który wyjawię - proszę o wybaczenie - pod koniec. Tak będzie lepiej. A zacznę od banalnej konstatacji - odnoszę wrażenie, że traci Pan panowanie nad swoim obozem politycznym. Że cugle władzy wymykają się z Pańskich rąk. Że źle Pan wygląda i fizycznie (to ta choroba, prawda?), i politycznie. Nie wierzy mi Pan? Chciałby Pan przykładów? Proszę bardzo. Andrzej Duda! Ile razy jeździł Pan do niego, żeby załatwić prostą sprawę? Cztery? Po dwie godziny? I co? Nie posłuchał... I słuchać się już nie będzie... Taki Adrian, a gra Panu na nosie... A, dodam, Pański obóz dokładnie te wizyty obserwuje. I wyciąga z nich wnioski. Że można powiedzieć Panu - nie. I nic. Przykład numer 2 jest dokładnie przeciwny. Oto bowiem wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera zdekomunizował resztkę ulic w Warszawie, i ogłosił, że Al. Armii Ludowej nazywać się będzie Al. Lecha Kaczyńskiego. Domyślam się, że po tej informacji spłynęła na Pana fala miłego gorąca. Ale czy rzeczywiście Pan to przemyślał do końca? Czy uważa Pan, że nadawanie nazw ulic, bez szerokiego konsensusu, to metoda skuteczna? Nie na rok skuteczna, czy na pięć lat, ale - na zawsze... Przecież to oczywiste, że w takiej atmosferze, przy najbliższej nadarzającej się okazji (a okazja zawsze się trafi...) nazwa ulicy zostanie zmieniona. I nawet wiem - na jaką. Na Lecha Wałęsy. Żeby mocniej bolało. Podobnie rzecz się ma z pomnikami, których budowę Pan zapowiada. Przecież wiemy, dlaczego jest wobec nich taki sprzeciw - bo kojarzą się z próbą symbolicznego narzucenia panowania. Panowania Pana i Pańskiej partii PiS nad Polską niepisowską. Tak jak pomnik Dzierżyńskiego czy ulica Marchlewskiego były symbolami panowania KPP nad Polską. Te symbole zniknęły, gdy odeszła siła, która była gwarantem ich obecności. Czy nie sądzi Pan, że w przypadku pomników Lecha Kaczyńskiego może być podobnie? Więc musi Pan się zdecydować, wybrać - czy chce Pan, by pomniki Lecha Kaczyńskiego (a może i Jarosława...) były na zawsze, czy tylko na czas rządów PiS-u? A może zdarzyć się, że będą na zawsze, o czym świadczy Plac Starynkiewicza, Rosjanina, prezydenta Warszawy (1875-1892) z nadania Rosji. Tylko trzeba do tego zabrać się po ludzku, a nie z buta. Dlaczego przypominam to Panu jako przykład na to, że cugle władzy wymykają się z Pańskich rąk? Ano dlatego, że wszyscy już wiedzą jak Pana podejść - wystarczy chwalić Lecha, domagać się jego pomników, ulic, muzeów itd. I już jest się w Pańskich oczach tym dobrym i szlachetnym. Prosta metoda, nic nie kosztująca. Naprawdę, nie widzi Pan, że podchodzą Pana jak naiwnego staruszka? Na wnuczka? I przykład trzeci, najbardziej gorący. Przegrywa Pan z Marszem Niepodległości. To widać gołym okiem. Po pierwsze, PiS od niego ucieka, do Krakowa. To każdy widzi. I, oczywiście, widzą to także Pańscy ludzie. A jak się zachowują? Pan jest zdystansowany, trzyma się od tej imprezy z daleka, ale oni prześcigają się, żeby się podlizać. No, 60 tys. luda! PiS tylu do Warszawy nie zwiezie. Więc ślinią się z zachwytami. Hmm... Czy mógłby Pan powiedzieć im, żeby z tym nie przesadzali? Bo to nie jest ich impreza... Pańska też nie. Gorzej! Jej sukces nie jest Pańskim sukcesem, natomiast jej byki są Pańskimi bykami. Te hasła "Czysta krew", "Europa będzie biała, albo bezludna", "Módlmy się o islamski holocaust", te okrzyki "cała Polska śpiewa z nami, wyp... z uchodźcami!" (co to ma wspólnego z Piłsudskim i Dmowskim?) nie są w świecie przypisywane jakimś grupkom neofaszystów, którzy "podłączyli się" (ha, ha, naiwni niech wierzą....) pod Marsz. One są przypisywane władzy, że władza je toleruje, i w gruncie rzeczy akceptuje. Że gra tym. Władzy - czyli Panu. A przecież Pan taki nie jest. Ja rozumiem, Panie Prezesie, ten zamysł, że nie może Pan PiS-u oderwać od prawej ściany. I że warto mieć własny Jobbik, którym można straszyć opozycję. Tyle tylko, że ten polski Jobbik zaczyna Was pożerać. I z tego punktu widzenia Marsz Niepodległości to klęska nie opozycji (bo cóż jej zaszkodzi?), tylko PiS-u... I jeszcze dodam parę słów. Otóż nie wiem, czy zwrócił Pan uwagę na to, co mówił o tym wydarzeniu Patryk Jaki. Ja wiem, że nie jest łatwo go słuchać, bo ma problemy z poprawną polszczyzną, ale jakiś sens z jego słów można wyłowić. A mówił on, że oto mamy dwie Polski. Pierwsza to Polska Tuska i Michnika, zaś druga to ta na Marszu. I że ma marzenie, żeby za rok wszyscy na tym Marszu poszli razem. Z prezydentem i premierem na czele. W ten sposób zdeprecjonował i uroczystości państwowe, i te krakowskie, z Pańskim udziałem. Czy celowo? A te zachwyty nad Marszem Niepodległości w telewizji publicznej? To przypadek? A może jest tak, że Pańska partia pęka, i to pęknięcie jest natury pokoleniowej? Że młodzi się pchają do władzy, i nie mają już ochoty pokornie stać w kolejce? Za wami, którzy w polityce jesteście od lat prawie trzydziestu? Że dla nich jest Pan bliższy Michnikowi i Tuskowi niż im? Będę już zmierzał ku konkluzji. Nie zauważył Pan, że cała ta obecna sytuacja przypomina pewien okres z historii Polski? Drugą połowę lat 60. XX wieku? Wtedy też hasła narodowe święciły triumfy. I pchała je ku górze nie tylko bezpieka Mieczysława Moczara, ale pokolenie młodych działaczy partyjnych, złaknionych politycznych awansów. A Władysław Gomułka? Próbował płynąć na narodowej fali, wołał o V Kolumnie itd., ale sukcesu mu to nie przyniosło, wręcz przeciwnie... Panie Prezesie, wdepnął Pan w buty Gomułki. Jest Pan tak samo antyniemiecki jak on. Tak samo jak on przekonany, że uosabia polską rację stanu. Co prawda papierosa na pół Pan nie dzieli, ale na sybarytę Pan nie wygląda. Wiekiem też jesteście podobni. To znaczy Gomułka był trochę młodszy, to rocznik 1905, więc w roku 1968 miał 63 lata, a w 1970 - 65. Pan, rocznik 1949, politycznie już go przeżył... Ma Pan też swoich moczarowców, swoich "technokratów" (to Morawiecki), swojego Kliszkę (chyba bardziej Terlecki niż Błaszczak...). No i podobnie jest z Pańską władzą - niby partia jest Panu uległa, ale się w niej kotłuje. I nie jest Pan tego w stanie opanować. Owszem, hasłem "rekonstrukcji rządu" chwycił Pan za twarz niektórych wierzgających, to dobry pomysł, ale - sam Pan wie - to metoda skuteczna na chwilę. A te hasła nacjonalistyczne, którymi Pan strzela, próbując ratować sytuację? Obawiam, że wyjdzie Pan na nich jak Gomułka... Ech... Naprawdę, nie chciałbym, żeby dopełnił Pan swego losu, jak ów Pański poprzednik. Któremu władza wyśliznęła się z rąk, i mieliśmy i rok 1968 i 1970, nieszczęścia i tragedie. Życzę Panu, by ściągnął Pan cugle swoim podwładnym, a nam, zwykłym Polakom, poluzował. To wyjdzie na dobre i Panu, i nam.