"Czy zgadzasz się, aby prawo obowiązujące na terytorium Polski dyktowały obce instytucje ulokowane poza nią?" - zadając pytanie w ten sposób można uzyskać zgodę na wystąpienie z Unii Europejskiej, a co najmniej na ignorowanie części jej prawodawstwa. "Czy zgadzasz się, aby sztywna i bezduszna litera jakichś dokumentów była ważniejsza od woli Narodu wyrażonej w wyborach?" - to z kolei pytanie otwierające drogę do zanegowania konstytucjonalizmu, czyli do swobodnego łamania obecnej i przyszłej ustawy zasadniczej. "Czy zgadzasz się, aby jacyś niewybierani przez obywateli ludzie odmawiali legalnie wybranemu Sejmowi prawa do uchwalania ustaw zgodnych z wolą większości wyborców" - i mamy z głowy nie tylko Trybunał Konstytucyjny, ale w ogóle kontrolę konstytucyjności prawa uchwalanego przez sejmową większość (choćby nocą). "Czy zgadzasz się, aby organizacje finansowane z zagranicy miały prawo dowolnie wtrącać się w sprawy Polski?" - to przepis na eliminację, a co najmniej ograniczenie działalności organizacji pozarządowych. "Czy zgadzasz się, aby dziennikarze opłacani z zagranicy lub podejrzanych prywatnych pracodawców mogli bezkarnie szkalować Polskę i jej władze?" - takim sformułowaniem łatwo uzyskać zgodę na rozprawę z niezależnymi mediami. "Czy zgadzasz się, aby w polskich szkołach uczono dzieci teorii sprzecznych z naturalnym porządkiem?" - i mamy z głowy gender, in vitro, związki partnerskie, wychowanie seksualne etc. "Czy zgadzasz się na zabijanie niepełnosprawnych dzieci?" - to z kolei otwiera drogę do całkowitego zakazu aborcji. Taką listę da się dowolnie wydłużyć, pokazując łatwość manipulowania treścią pytań mogących zostać zadanymi obywatelom podczas tzw. referendum konstytucyjnego, którego wyniki posłużyłyby następnie do zakwestionowania podstaw systemu konstytucyjnego. Mielibyśmy zatem konstytucję bez konstytucjonalizmu, czyli atrapę jak w PRL. Na szczęście taki wariant, mimo uporu prezydenta, jest mało prawdopodobny, bowiem nierealne wydaje się nakłonienie większości obywateli do uczestnictwa w farsie przez niego szykowanej. Niektórzy obserwatorzy sugerują, że gdyby nawet do rozpisania takiego referendum doszło, to okazałoby się ono kompromitacją podobną do tej, jaką sprokurował sobie Bronisław Komorowski, ogłaszając swoje referendum pomiędzy turami wyborów prezydenckich. Dlatego część opozycji patrzy na usiłowania prezydenta z nadzieją, że pakuje się on w autokompromitację. Wygląda, że mają rację.