Mam wrażenie, że sama debata kandydatów i to wszystko, co wokół niej się dzieje, nie mniej, niż o nich i ich sztabach mówi nam o nas samych. I o tym, w jaką pułapkę chcąc nie chcąc przez ostatnich 10 lat daliśmy się złapać. Niedzielna decyzja wyborców będzie w tym sensie deklaracją, czy mają zamiar bawić się w tę samą grę, czy może dostrzegli po pierwszej turze swoją podmiotowość i zamierzają ją wykorzystać. Szczególnie "ulubiony" przeze mnie socjolog, profesor Janusz Czapiński, któremu to dawno temu, ktoś w artykule prasowym wcisnął zdanie "jestem dziwką", a niedawno najniespodziewaniej w świecie zacytował nieautoryzowaną i rzekomo prześmiewczą opinię o młodych "co to powinni wyemigrować" nieustająco biada nad dramatycznym brakiem kapitału społecznego w Polsce. Ów kapitał społeczny to ogólnie mówiąc miara zdolności do współpracy i zaufania, jakim darzymy się nawzajem, które w mniej lub bardziej bezpośredni sposób decydują o naszych sukcesach lub porażkach. Brak owego kapitału społecznego jest w Polsce widoczny i mam wrażenie, że dla nikogo, kto zna naszą historię, nie jest niespodzianką, dlaczego. Wszyscy też pamiętamy, że w czasach pierwszej czy drugiej Solidarności, poziom zaufania znacząco się podnosił. Moja pretensja do profesora Czapińskiego wynika z tego, że mimo wieloletniego diagnozowania nas za nasze pieniądze, profesor nie jest w stanie zauważyć, co tak naprawdę już po 1989, a szczególnie 2005 roku ów kapitał nam niszczy. A jeśli nawet zauważył, to nie słyszałem, by głośno o tym mówił. Zanik woli współpracy i zaufania w obrębie wspólnoty to po 1989 roku wynik braku poczucia sprawiedliwości i równych szans. Po 2005 roku to także skutek codziennego, uporczywego zakłamywania rzeczywistości, odwracania kota ogonem, odrywania się od faktów na korzyść PR-u, takich czy innych narracji, przemysłu pogardy, wreszcie propagandy, przede wszystkim sukcesu, choć czasem i klęski. W zależności od tego, co podpowiada mądrość etapu. Mamy za sobą 10 lat takiej jazdy i czasem trudno się nawet dziwić, że istotna część z nas już nie jest w stanie odróżniać, co jest rzeczywistością, a co picem. A świadomość wszechogarniającego picu do budowy kapitału społecznego się nie przyczynia. Wręcz przeciwnie. Nie wiem, czy obecne starcie wyborcze oznacza konkurencję Polski racjonalnej, z radykalną. Nie jestem pewien, czy pojęcie racjonalności można odnosić akurat do tej grupy obywateli, której przypisują to sztabowcy pana prezydenta. Wiem natomiast, że mamy konkurencję Polski picu i stagnacji oraz Polski nadziei, a wynik pierwszej tury wyborów to znak, że Polacy tej nadziei bardzo teraz potrzebują. <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-bronislaw-komorowski,gsbi,1500" title="Bronisław Komorowski" target="_blank">Bronisław Komorowski</a> deklaruje od niedzieli wielokrotnie, że nie ma nad sobą żadnego prezesa. To błąd, pan prezydent chyba o czymś zapomina. Ja mam nadzieję, że wybrany w najbliższą niedzielę prezydent zawsze będzie miał nad sobą Prezesa. Jednego, choć zbiorowego. Naród. Grzegorz Jasiński - RMF FM