- Jeśli wyborcy dali jakieś ostrzeżenie PiS, to raczej żółtą niż czerwoną kartkę. Nie jest to sygnał, który pozbawiałby PiS mandatu do realizacji głębokich przemian w państwie - podkreślił Zybertowicz. Według niego, nie potwierdziło się przekonanie, że "rok rządów PiS, zniesmaczył Polaków do polityki na tyle, by odmówili pójścia na wybory" i by odmówili partii rządzącej "swojego poparcia w sposób bardzo wyraźny, który byłby na ręce PO". Zybertowicz komentując frekwencję wyborczą, która według danych PKW o godz. 16.30 wyniosła w całym kraju niewiele ponad 34 proc., ocenił ją jako "bardzo niską", choć jak zauważył - w porównaniu z wcześniejszymi frekwencjami w wyborach samorządowych - nie zauważa się głębokich zmian w postawach wyborczych". W ocenie Zybertowicza, wyniki Hanny Gronkiewicz-Waltz oraz PO do Rady Warszawy, to bardzo dobre osiągnięcia. Zaskoczeniem dla niego jest stosunkowo niska różnica w głosach oddanych na byłego premiera i Gronkiewicz-Waltz. - Wydawało się, że Marcinkiewicz ma większą charyzmę niż kandydatka PO. Nie wiem, czy to jest wyraz tego, że Gronkiewicz- Waltz znalazła w sobie jakąś charyzmę, czy to jest wyraz zniechęcenia do "pisowskiej" prezydentury w Warszawie - podkreślił. Według niego w II turze "spora część" wyborców Marka Borowskiego może oddać głosy na Gronkiewicz-Waltz. Według sondażu GfK Polonia, przedstawionego przez TVP, w Warszawie frekwencja wyniosła 52,2 proc. Według tego badania, w wyborach na prezydenta Warszawy na Marcinkiewicza głosowało 38,4 proc. osób, a na Gronkiewicz-Waltz - 36,7 proc. Z kolei według sondażu PBS-DGA (opublikowanego przez TV24), I turę wyborów wygrał Marcinkiewicz - 37,2 proc. - Hanną Gronkiewicz-Waltz - 36,5 proc. Sondażowe wyniki dają Markowi Borowskiemu poparcie na poziomie ok. 20 proc. Zobacz nasz raport specjalny "Bitwa o samorządy"