- Wierzę, że Europa nie będzie pełna bez Białorusi - mówił po białoruski laureat, dodając, że nagrodę w Strasburgu wraz z nim odbierają wszyscy, którzy prowadzą walkę o Białoruś w rodzinie europejskich demokracji. - Jesteśmy bardzo liczni - przekonywał wzruszony Milinkiewicz. Eurodeputowani owacją na stojąco przyjęli słowa: "Niech żyje Białoruś". Nie byłoby takiego wyróżnienia wśród burzy oklasków dla tego właśnie polityka, gdyby nie działalność polskich europosłów. - Milinkiewicz udowodnił, że potrafi zjednoczyć opozycję, jest skuteczny i nie da się zastraszyć - tak wybór Polaków argumentował Bogusław Sonik (PO), który zbierał podpisy wśród eurodeputowanych pod kandydaturą Milinkiewicza. - Alaksandr Milinkiewicz jest człowiekiem, który walczy z ostatnią dyktaturą w Europie - wtórował mu przewodniczący PE Josep Borrell. Otrzymując Nagrodę im. Sacharowa Milinkiewicz dołączył do zacnego grona osób uhonorowanych tym prestiżowym wyróżnieniem. Wśród laureatów znajdują się pojedynczy ludzie, jak i organizacje. Od 1998 roku tytuł ten przyznano m.in. Nelsonowi Mandeli, Aung San Suu Kyi, Reporterom bez Granic czy Kobietom w Bieli z Kuby. Milinkiewicz otrzymał nie tylko tytuł, ale także 50 tys. euro. Chciał je przeznaczyć na pomoc dla obecnych i przyszłych ofiar represji na Białorusi. Na te deklaracje zareagował białoruski fiskus, który szybko wyliczył, że Milinkiewicz będzie musiał się nagrodą podzielić i zapłacić 30 proc. podatku. Lider sił demokratycznych zrezygnował z pieniędzy, dodając, że Parlament może je wykorzystać tak, jak życzyłby sobie uhonorowany, a więc wesprzeć Białorusinów.