Śmigłowiec już wcześniej zaczął obniżać lot. Spadł w okolicach Chojnowa (w okolicach Piaseczna) ok. 1,5 kilometra od siedziby nadleśnictwa. - Tuż przed 19.00 zobaczyłem kilkanaście karetek pogotowia jadących na sygnale w kierunku nadleśnictwa. Pilotował je samochód BOR-u - opowiadał jeden ze świadków, dziennikarz lokalnej gazety "Nad Wisłą". - Tyle karetek, policji i straży pożarnej nie widziałem już od dawna. Przypuszczałem, że mógł spaść samolot. Kiedy przyjechałem w pobliże miejsca zdarzenia byłem przekonany, że są ofiary śmiertelne - podkreślał. Kierowca samochodu, który przejeżdżał niedaleko miejsca wypadku relacjonował, że śmigłowiec w okolicach Żabieńca, Chojnowa zaczął zniżać lot, a nawet w pewnym momencie zaczął pikować i "bujać się w powietrzu". - Wydawało mi się, że pochyla się na jedną stronę. W pewnym momencie wpadł w las, nabił się na drzewo. Na szczęście nie było pożaru. Ludzie mówili, że ma dziurę w kadłubie - relacjonował. - Jak przyjechali policjanci i straż, odsunęli nas wszystkich. Tam było więcej rannych niż cztery osoby - dodał. - Śmigłowiec jest praktycznie cały strzaskany. Prawdopodobnie runął, bo przestały pracować silniki. Ma połamane śmigła. Obcięte są konary drzew na wysokości jednej trzeciej w promieniu ok. 50 metrów od miejsca wypadku - powiedział świadek na miejscu zdarzenia. Według relacji innego świadka o wypadku poinformowała przypadkowa osoba. - Zadzwonił do straży pożarnej w Piasecznie i powiedział, że coś się strasznego stało. Wyjaśniał, że słyszał dźwięk silnika helikoptera a później nagle wszystko ucichło - relacjonował. - Na miejsce najpierw przyjechał patrol policji - dodał. Posłuchaj jak w rozmowie z Romanem Osicą wypadek opisują naoczni świadkowie zdarzenia: