Mimo, że pomysł spotkał się z falą krytyki, prace nad podziałem mediów na lepsze i gorsze trwają. Nadal jednak nie wiadomo, jak lista "wybrańców" powstaje. - Z 1,2 tys. dziennikarzy na stałe akredytowanych w Sejmie na listę wybrano 100 osób - mówi dyrektor biura prasowego Sejmu Stanisław Kostrzew. - Może docelowo spis wydłuży się 150 nazwisk. Nie sposób jednak dowiedzieć się w Sejmie, kto i wedle jakich kryteriów listę "wybrańców" buduje. Wśród reporterów politycznych panuje zgodna opinia, że taka selekcja jest początkiem szykan pod adresem dziennikarzy niepokornych i nazbyt krytycznych wobec rządzącej większości. - Obawiam się, że za rok marszałek obejrzy sobie materiał, czy też wysłucha relacji dziennikarskiej i powie: "temu panu nie dajmy akredytacji, bo był niegrzeczny albo zadawał niewygodne pytania" - mówi Tomasz Sekielski, dziennikarz TVN. I dodaje: - Albo wpuszczamy wszystkich, albo nikogo. Takiego samego zdania jest Mikołaj Lizut, dziennikarz "Gazety Wyborczej" : - Dzielenie dziennikarzy na lepszych i gorszych jest jakimś absurdem. Kto niby miałby to robić, wedle jakiego klucza mieliby wybrać swoich ulubieńców? Co ciekawe, opinie podobne do dziennikarskich ma wielu posłów, z którymi nikt pomysłu nie konsultował i którym dziennikarz w kuluarach nigdy w niczym nie przeszkodził.