Mieszkańcy których krajów, spośród tych, w których pani mieszkała i pracowała, wiedzą najwięcej o historii Polski? Londyn jest moją trzecią placówką. Zaczynałam jesienią 1991 roku w Sztokholmie i jako ambasador w Szwecji spędziłam wyjątkowo długi okres, bo do 1997 roku. W Danii sprawowałam funkcję ambasadora cztery lata, od 2001 roku. W Wielkiej Brytanii jestem od 2006 roku. Porównując te kraje, wydaje mi się, że w Szwecji, w okresie, w którym tam przebywałam, wiedza na temat Polski była rzeczywiście duża. Choć przy tym ograniczona była do pewnych ram czasowych. Myślę tu o czasach "Solidarności" lat 80. Dlaczego? Ponieważ szwedzkie związki zawodowe w czasie istnienia pierwszej "Solidarności" przyjęły na siebie rolę koordynatora pomocy ze strony wszystkich związków zawodowych zrzeszonych w Międzynarodowej Centrali Związków Zawodowych. Gdy w Polsce był stan wojenny, w Sztokholmie istniało oficjalne biuro "Solidarności", które kontynuowało swoją działalność w dużej mierze współdziałając ze szwedzkim społeczeństwem, związkami, politykami, mediami. Kiedy przyjechałam do Szwecji w 1991 roku, wszystko, co działo się w Polsce przed tym okresem nie było tam wiedzą tajemną. I to nie tylko dla elit, ale i dla szerszego kręgu społeczeństwa. Szwedzi mają również wiedzę o Polsce czasów dynastii Wazów i wojen polsko-szwedzkich. Z kolei Wielką Brytanię umieściłabym na drugim miejscu po Szwecji pod względem poziomu wiedzy o Polsce. Kto ma o nas najlepsze zdanie? Trudne pytanie. We wszystkich krajach, w których urzędowałam, spotkałam się z jednoznacznie bardzo dobrą opinią o Polakach. Czy Norwegia ma szansę powtórzyć sukces Wielkiej Brytanii i skorzystać na emigracji zarobkowej Polaków? Jestem wielbicielką Norwegii. Znaczną część swojego życia spędziłam zajmując się krajami nordyckimi. Bardzo lubię małe miasteczka położone nad fiordami, a długie ciemne dni przechodzące w noc nie są dla mnie problemem. Jednak mogę sobie wyobrazić, że dla osób przyjeżdżających obecnie z Polski do Norwegii to może być problem. Nie każdy z nich trafi do Oslo, są potrzebni raczej na dalekiej północy, która się wyludnia coraz bardziej. To londyński deszcz nadal pozostaje konkurencją. Myślę, że tak. Norwegia to inny, trudniejszy język, inna kultura, zamknięte społeczeństwo. Gdzie są najlepsze warunki do prowadzenia działalności gospodarczej przez emigrantów? Anglia jest szalenie otwartym i łatwym miejscem do prowadzenia działalności gospodarczej. Potwierdzają to dane, które ostatnio podawał minister Milliband, mówiąc o ok. 40 tys. zarejestrowanych firm przez Polaków. Co do przepisów gospodarczych także Dania jest liberalnym krajem. Ze względu na problemy językowe na pewno łatwiej odnaleźć się w Wielkiej Brytanii. Najważniejsze, zdaniem pani, wydarzenie ostatnich 20 lat? Z pewnością wybory 4 czerwca 1989 roku. W następnej kolejności oczywiście możemy mówić o wyprowadzeniu wojsk rosyjskich z Polski, członkostwie w NATO, przystąpieniu do Unii Europejskiej. Jednak żeby to wszystko mogło się wydarzyć, musiał być wcześniej 4 czerwca, czyli pierwsze wolne wybory. Który naród jest najbardziej do nas podobny mentalnie? Gdzie jest najłatwiej Polakowi się odnaleźć? Nasze cechy wynikają z historii i wychowania. Doświadczenia Polaków są inne niż narodów, o których teraz mówimy. Sądzę jednak, że w tak wieloetnicznym i wielokulturowym społeczeństwie jak brytyjskie, najszybciej możemy się odnaleźć. Większość lat ostatnich dwóch dekad spędziła pani za granicą. Czy jeszcze odnajduje się pani w Polsce? Nigdy nie byłam daleko geograficznie i mentalnie od Polski. Pochodzę z Gdańska. Mieszkając w Szwecji, bardzo często przyjeżdżałam do domu. Z Danią jest podobnie. Podróż stamtąd samolotem do Gdańska trwa 45 min. Najdłuższy okres spędzony przeze mnie w kraju wynosił 4 lata i miał miejsce po powrocie ze Szwecji. Muszę powiedzieć, że nie czuję oddalenia. Jednak jednej rzeczy na odległość nie da się zrobić. Być ze sobą. Z rodziną i przyjaciółmi. Nie wszystko można zastąpić e-mailem czy skypem. Jednej rzeczy w ciągu tych lat musiałam się nauczyć, choć raczej ta nauka przyszła mimochodem - chodzi o pewnego rodzaju samotność. Bardzo ważną rzecz w tej chwili pani powiedziała. Nikt mi dotąd o tym nie wspominał. Jednym z podstawowych elementów egzystencji emigranta jest samotność, rozumiana jako oddzielenie od społeczności, w której się wyrosło. W dodatku praca dyplomaty jest specyficzna. Problemy, którymi się zajmuję, często wymagają samodzielnej analizy i decyzji. Pewne kwestie nie mogą wydostać się na zewnątrz. Z wykształcenia jest pani skandynawistą. Czy dobrze czuje się pani w Szwecji? Już na etapie studiów wiele przejęłam ze Skandynawii. Później, pracując w Polsce w biurze "Solidarności" - dopóki ta była legalna - w dużej mierze zajmowałam się współpracą z organizacjami skandynawskimi. Kontynuowałam tę współpracę także w podziemiu, jak również pracując dla konsulatów skandynawskich w Polsce. Jako ambasador w Szwecji czułam się więc jak najbardziej na swoim miejscu. Pani się ukształtowała z tamtejszych składników? Tak. Wieloletnie bliskie związki ze Skandynawią ukształtowały mnie. Z przyjemnością patrzę na wnętrza angielskie, ale tym, co mam w domu, jest prostota stylu IKEI, minimalizm wnętrz. Nie noszę dużej ilości biżuterii, stosuję oszczędny makijaż. To moja natura, ale te elementy jeszcze się wzmocniły i ukształtowały na gust szwedzki. Pani syn mieszka i studiuje w Danii. Dlaczego? Chyba miał już dość tych przeprowadzek. Na początku w ogóle nie chciał za mną jeździć, musiałam go przekupywać, m.in. częstymi biletami do Polski. Teraz już tego nie robię. Jak na razie osiadł w Danii. Nie wiem czy na stałe. Pytałam go ostatnio, gdzie czuje, że jest jego miejsce? Co odpowiedział? Że nie ma takiego, że myśląc o domu, myśli o mnie. Ja teraz jestem w Wielkiej Brytanii, więc jego dom jest tutaj, mimo że mieszka w Kopenhadze. Rozmawiała Sylwia Milan