"Zbudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu. To słowa poety - rzymskiego, starożytnego poety - Horacego. Proszę pozwolić, że jeszcze za chwilę do nich wrócę. Ci, których nazwiska są wyryte w tym kamieniu, na tym pomniku, Ci, którzy 10 kwietnia rankiem wsiadali na pokład rządowego tupolewa o numerze bocznym 101, nie byli przypadkowymi pasażerami. Mieli pasje i przekonania, których byli gotowi bronić do granic wytrzymałości - własnej albo cudzej. Mieli plany, marzenia i pewność, że trzeba je realizować - krok po kroku. Że trzeba zmieniać Polskę, tworzyć nowe prawa - to te plany +z wysokiego c+, ale były też te zwyczajne, ludzkie, codzienne. Nauczyć syna jeździć na rowerze, pójść z nim na pierwszą lekcję judo, odwiedzić zaniedbywanych ostatnio rodziców, pojechać na wakacje z rodziną, bo do tej pory zwykle brakowało na to czasu. No i zwolnić, przede wszystkim zwolnić. A zostały pytania - takie okrutne i natrętnie wracające - dlaczego to się nie udało? Przecież jeszcze tak wiele mieliśmy razem do zrobienia. Tyle rozmów do odbycia - rozmów, dzięki którym porządkował się świat i nawet najbardziej kręte ścieżki wydawały się proste. Tyle kłopotów do wspólnego rozwiązania, tyle radości, które smakują tylko wtedy, gdy ma się z kim je dzielić. Została pustka, tęsknota, żal, samotność. Oraz medialna i polityczna wrzawa, która sprawia, że rany wciąż są otwarte. A my im dziś odsłaniamy pomnik z kamienia. Politycy i dziennikarze będą mówić o katastrofie smoleńskiej i co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Będą mówić z bardzo różnych powodów. Podobnie jak będą - z bardzo różnych powodów - przychodzić na Powązki ludzie. Jeśli będą to robić z potrzeby serca - to można tylko powiedzieć im dziękuję i głęboko się ukłonić. Ale jeśli powodem będzie ciekawość i tylko ciekawość - to w imieniu rodzin proszę, najserdeczniej proszę, o ciszę nad tymi trumnami. Choć w tym jednym miejscu. O uszanowanie naszej żałoby. Choć w tym jednym miejscu. Bo przecież mamy im budować pomnik trwalszy. Jest w 'Innym Świecie' Gustawa Herlinga-Grudzińskiego takie głęboko mądre zdanie, że najbardziej podświadomą potrzebą każdego człowieka jest przetrwanie w pamięci innych. Pomniki i tablice są ważnym elementem tego przetrwania, bardzo ważnym, ale nie jedynym. Bo tak naprawdę najpiękniejsze i najbardziej szczególne pomniki ich są tutaj, między nami: Basia Kazania i ich córka Justyna, budują fundację imienia Mariusza Kazany, szefa protokołu dyplomatycznego. Fundację wspierającą polskich artystów za granicami kraju. Mariusz bardzo kochał sztukę. Jola Przewoźnik, która wbrew najróżniejszym przeszkodom doprowadziła do tego, że ostatnia, wielka książka Andrzeja, 'Katyń' ukazała się drukiem. Beatka Lubińska, która po śmierci Wojtka, lekarza pana prezydenta, stałą się jedynym fundamentem rodziny i jedynym punktem odniesienia dla półtorarocznego Jasia i siedmioletniej Marysi. Marysia, która regularnie przynosi na grób taty laurki i co tydzień biega na lekcje baletu, bo chciał tego tata i w tej kwestii nie zmieniło się nic. Żony chłopaków z załogi - Magda Protasiuk, Magda Ziętek, Agnieszka Grzywna, Małgosia Michalak. Córki generałów: Kaja Gągor, Kasia Gilarska, Joasia Błasik, które są przy swoich mamach jak najwierniejsi żołnierze, starając się być opoką i oparciem, tak dzielnymi, jak kiedyś ich ojcowie. Bo Lucyna, Marysia i Ewa są teraz jak motyle z przetrąconymi skrzydłami. Można by jeszcze mówić długo, bo jestem pewna, że w sercu każdego, kto stracił w tej okrutnej katastrofie męża, żonę, dziecko, rodzica, kogoś bardzo bliskiego, w sercu każdego z państwa jest okruch tej osoby, tego najbliższego. I jestem pewna, że ten okruch będziemy nieść przez lata i przez pokolenia. I to są pomniki trwalsze niż cokolwiek innego. Na koniec proszę jeszcze pozwolić, że podziękuję najpiękniej jak można, wszystkim tym, którzy byli przy nas w tych nieludzko trudnych dniach. Dziękuję przyjaciołom, którzy się sprawdzili. Ponieważ przechodzicie z nami przez prawdziwą próbę ognia. Dziękuję lekarzom, ratownikom medycznym, duchownym, którzy byli z nami w Moskwie i pojechali z nami do Smoleńska i Katynia. Dziękuję z całego serca psychologom ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej za każdą rodzinę, za każdą godzinę trudnej rozmowy. I dziękuję archeologom, którzy pojechali do Smoleńska, żeby tam szukać szczątków naszych bliskich i okruchów, wcale nie małych okruchów rozbitego samolotu. Dziękuję, że nie chcieliście słyszeć o żadnych honorariach. Dziękuję każdemu za każdy ciepły gest i każde ciepłe słowo. Bo tu rzeczywiście chodzi o pamięć. O pamięć i o prawdę. I o odpowiedź, co tak naprawdę stało się siedem miesięcy temu w Smoleńsku i dlaczego wydarzyło się to, co nie miało się prawa stać. Chodzi o prawdę. Ona ani nie zapełni pustki, ani nie ukoi bólu, ale tylko ona może nas wyzwolić. Głęboko w to wierzę. Bo nadzieja umiera ostatnia."