Zabójcami okazali się trzej pracownicy agencji ochrony. Wszyscy pochodzili z miejscowości Łochów. Jeden z nich - inicjator napadu - był pracownikiem agencji, która ochraniała bank przy Żelaznej. Specjalnie z powodu planowanego napadu zamienił się z kolegą, którego później zabił. - Tak jak przypuszczaliśmy, sprawcy wywodzą się z branży ochroniarskiej. Zatrzymani trzej mężczyźni oraz kobieta - wszyscy pracowali jako ochroniarze w różnych firmach - powiedział na dzisiejszej konferencji prasowej Dariusz Janas, rzecznik prasowy komendanta stołecznego policji. Jeden z zatrzymanych był w chwili napadu pracownikiem ochrony obrabowanego banku. Według ustaleń policji, podejrzani "dokładnie wiedzieli, że idą zabić". Wcześniej kupili broń, sprawdzili ją w podwarszawskich lasach oraz próbowali zapewnić sobie alibi (miała nim być wizyta na przysiędze wojskowej kolegi). - Do banku przyszli krótko przed jego otwarciem w sobotę 3 marca. Ochroniarz, który miał służbę w placówce, wpuścił mężczyzn, bo znał jednego z nich, gdyż pracował on jako jego zmiennik. Mężczyźni weszli i zastrzelili pracownika ochrony, który ich wpuścił - stwierdził Janas. Zastrzelonego ochroniarza ukryto w studzience, a przy drzwiach stanął zmiennik. - Sprawcy czekali na kasjerki. Gdy przyszły one do pracy, weszły do skarbca, aby zabrać niezbędną im gotówkę. Zostały z zimną krwią zastrzelone strzałem w głowę - stwierdził Janas. Podkreślił, że przed zabójstwem mężczyźni torturowali kobiety (m.in. bili je po głowie nieustalonym metalowym przedmiotem), bo byli zdenerwowani małą ilością gotówki w skarbcu. Spodziewali się 700 tys. zł, a było 100. Ok. godz. 9. mężczyźni opuścili bank. Przed wyjściem zabrali ze sobą kasetę wideo z systemu monitorującego pomieszczenia bankowe. - Wsiedli do czerwonego fiata 125p. Prosimy wszystkie osoby, które widziały to zdarzenie, o kontakt z policją - dodał Janas. Mężczyźni pojechali do podwarszawskiego Łochowa, gdzie podzielili pieniądze oraz spalili swoje ubrania. Później pojechali na przysięgę, która miała im zapewnić alibi. - Jesteśmy zszokowani. Podczas wizji lokalnej i przesłuchań podejrzani opowiadali o zdarzeniu, jakby relacjonowali film kryminalny - powiedziała Małgorzata Dukiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Zrabowane pieniądze, ponad 75 tys. w złotówkach i 30 tys. w walucie obcej, sprawcy - jak sami zeznali - "przetracili". Prokuratura trzem mężczyznom postawiła zarzut zabójstwa, a kobiecie paserstwa, utrudniania postępowania i niepoinformowanie o przestępstwie. Wszyscy zatrzymani są młodzi, mają od 24 do 27 lat. Przyznali się do stawianych im zarzutów - mężczyznom grozi dożywocie, a kobiecie do 10 lat więzienia. Nagroda, którą bank wyznaczył za wskazanie i pomoc w ujęciu sprawców zostanie przekazana Komendzie Stołecznej Policji. Do napadu na oddział Kredyt Banku przy ul. Żelaznej w Warszawie doszło 3 marca 2001 roku. Bandyci zastrzelili wszystkie osoby, które tego dnia pracowały w banku: trzy kasjerki i ochroniarza. Zwłoki mężczyzny bandyci schowali w studzience ściekowej. Jak powiedział wtedy Dariusz Janas, rzecznik stołecznej policji najprawdopodobniej został on zabity przed kobietami, a jego ciało schowano być może po to, by zasugerować jego związek z przestępstwem. Ciała kasjerek znaleziono w piwnicach banku. Sprawa wyszła na jaw dzięki rodzinie jednej z kobiet. W ten tragiczny dzień Kredyt Bank przy ulicy Żelaznej był czynny tylko do godziny 13. Jedna z kasjerek nie wracała do domu zbyt długo. Zawiadomiono o tym dyrektora, który po przyjeździe do oddziału zobaczył, że drzwi zewnętrzne są otwarte, ale wewnętrzne zamknięte, natomiast w środku pali się światło. Wezwano policję, która wyważyła drzwi. Później dokonano makabrycznego odkrycia.