- Przykry skandal, po prostu przykry. Tego, co się stało nie zastąpią żadne słowa zapewniające o lojalności, o dobrej współpracy, dlatego, że są potrzebne czyny, a nie słowoczyny - mówił Kurski na konferencji prasowej w Sejmie, zwołanej po zakończeniu pierwszego posiedzenia komisji śledczej, na którym wybrano jej przewodniczącego i zastępcę. PiS chciał, by wiceszefem komisji został <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-arkadiusz-mularczyk,gsbi,1579" title="Arkadiusz Mularczyk" target="_blank">Arkadiusz Mularczyk</a>, ale większość członków komisji (4 z 7) wybrała na to stanowisko Mieczysława Łuczaka (PSL). Zdaniem posłów PiS, skandalem również jest to, że wniosek dowodowy, który podczas posiedzenia komisji chciał zgłosić Mularczyk, nie został przyjęty przez jej nowo wybranego szefa Andrzeja Czumę. Wniosek Mularczyka dotyczył przedstawiciela LiD w komisji Jana Widackiego, który jest oskarżany o utrudnianie śledztw. Podczas konferencji Mularczyk argumentował, że chce ustalić, czy sprawa przeciwko Widackiemu faktycznie się toczy, na jakim jest etapie i czy wszystkie informacje medialne przekazywane na jego temat są prawdziwe. Widacki - mówił Mularczyk - został posłem 5 listopada, a oznacza to, że sprawa przeciwko niemu może być obiektem zainteresowania komisji. Przypomniał, że komisja ma badać sprawy dotyczące m.in. posłów od października 2005 do 16 listopada 2007. - Zatem ta sprawa wchodzi w zakres właśnie badania sejmowej komisji śledczej - ocenił.