Do zdarzenia doszło w kwietniu ubiegłego roku - 5 tygodni po przyjeździe Ewy G. na Wyspy. Jej mąż przebywał w Wielkiej Brytanii od roku (pracował jako tłumacz). Mężczyzna usłyszał zarzut zamordowania swojej 42-letniej żony. Polak przyznaje, że "kilka razy kopnął żonę", ale twierdzi, że ciosy na pewno nie mogły spowodować zgonu. Przed sądem oskarżony zeznał, że stracił panowanie nad sobą, gdy zobaczył swoją żonę w objęciach sąsiada. Oskarżony wyszedł poszukać żony, która nie wróciła wieczorem do domu. Zobaczył ją na ławce w parku - razem z Wiesławem G., sąsiadem. Jak zeznał oskarżony, para się dotykała i całowała, a jego żona miała rozpięte spodnie. Zdenerwowany mąż groził mężczyźnie i wygonił go z parku, a następnie poszedł na stację benzynową po piwo. Gdy wrócił, zobaczył żonę leżącą twarzą do ziemi. Ponieważ nie miał telefonu, nie mógł zawiadomić pogotowia i wziął ciało do domu. Z zeznaniami Polaka nie zgadza się jednak prokurator, którego zdaniem oskarżony już w parku dotkliwie pobił kobietę, a następnie - gdy umierała w domu - odbył z nią stosunek płciowy. Rano wstał i udał się do kościoła. Wystraszeni sąsiedzi zadzwonili na pogotowie - jednak było już za późno. Mężczyzna został aresztowany zaraz po powrocie z kościoła.