Na bagdadzkich ulicach huczy od obaw, że odbudowa zostanie przeprowadzona właściwie bez udziału Irakijczyków: rękami obcych inżynierów i robotników. - Po Pustynnej Burzy, po 1991 roku, odbudowaliśmy wszystko w pół roku. Teraz, po tej fali kradzieży, rabunków, po bombardowaniach będziemy potrzebować kilka razy więcej czasu. Ale nie chcemy, żeby odbudową zajęli się Amerykanie, to powinni robić Irakijczycy, nie chcemy tu obcych - mówi jeden z mieszkańców Bagdadu. Zwykli ludzie z irackich ulic nie wyobrażają sobie, że nie będzie już państwowych zakładów, w których co prawda płacono grosze, ale praca była. - Myśleliśmy, że Amerykanie będą bronić naszych fabryk, zakładów, a oni zupełnie się tym nie interesowali. Chcieli, żeby to spłonęło. Teraz od nich będziemy musieli kupić urządzenia - mówi były inżynier bagdadzkich zakładów zbrojeniowych. Mieszkańcy Bagdadu rozumieją, że po wojnie będą mogli normalnie żyć, jedynie wtedy, gdy będą mieć pracę. Dlatego przed ocalałymi z fali grabieży zakładami, pracownicy sami tworzą posterunki i z karabinami w dłoniach pilnują ich. Rozkradaniu majątku firm zapobiegli jednak tylko nieliczni. Pozostali - rozgoryczeni - protestują przed amerykańskimi posterunkami.