Byłyby to kolejne ataki po trzech zamachach, do jakich doszło w poniedziałek w stolicy Arabii Saudyjskiej - Rijadzie. Zginęły w nich 34 osoby, w tym 8 Amerykanów. Eksperci szczególnie obawiają się ataków w Kenii i innych krajach wschodniej Afryki, gdzie w 1998 roku doszło do zamachów na ambasady USA. Departament Stanu ostrzegł Amerykanów, aby nie podróżowali do Kenii i uprzedził o możliwości ataków także w Indonezji, Malezji i na Filipinach. Zdaniem ekspertów, Al-Kaida działa poza tym w takich krajach jak Pakistan, Jemen i Egipt oraz w Czeczenii. Poniedziałkowe ataki w Arabii Saudyjskiej wskazują, że następują przetasowania w kierownictwie Al-Kaidy. Zdaniem saudyjskich władz za zamachy te odpowiedzialna jest komórka ugrupowania, kierowana przez Chaleda Dżehani, uważanego przedtem w USA za terrorystę niższej rangi. Wywiad i polityczni przedstawiciele administracji amerykańskiej uważają, że po 18 miesiącach kampanii antyterrorystycznej - prowadzonej od 11 września 2001 roku - Al-Kaida nie jest już zdolna do przeprowadzenia ataku podobnego do staranowania samolotami wież World Trade Center i Pentagonu, ale wciąż może atakować tzw. "miękkie", gorzej strzeżone cele, jak osiedla mieszkaniowe, centra handlowe czy hotele.