"Prawdziwe zagrożenie polega na tym, że 16 marca możemy obudzić się w kraju, w którym Geert Wilders stoi na czele partii z największą liczbą głosów, a to będzie przesłaniem dla reszty świata" - powiedział Rutte dziennikarzom w Rotterdamie. Do holenderskich wyborców zaapelował, by głosując w wyborach, powstrzymali - jak to ujął - "zły rodzaj populizmu". "Chcę, by Holandia stała się pierwszym krajem, który powstrzyma tę tendencję do złego rodzaju populizmu" - oświadczył, czyniąc aluzję do - jak pisze agencja AP - brytyjskiego referendum w sprawie wystąpienia z Unii Europejskiej oraz wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Rutte ocenił, że Turcja, obecnie skonfliktowana z władzami Holandii, nie próbowała wpływać na zbliżające się wybory w tym kraju. "Nie sądzę, by oni (strona turecka) chcieli ingerować, by chodziło im o wpłynięcie na wybory" - powiedział. "Jak już powiedziałem tureckiemu premierowi (Binalemu Yildirimowi), Turcja to kraj dumny, ale Holandia także. Nigdy nie będziemy negocjować w obliczu gróźb strony tureckiej" - podkreślił szef holenderskiego rządu. Partia Wildersa, która prowadziła w sondażach od listopada ub. roku, na 10 dni przed głosowaniem znalazła się na drugim miejscu za liberalną partią VVD Ruttego. Wybory parlamentarne w Holandii to pierwsze z trzech ważnych głosowań w tym roku w krajach UE - po wyborach prezydenckich we Francji w kwietniu i maju oraz po wrześniowych wyborach parlamentarnych w Niemczech. We wszystkich tych krajach eurosceptyczne i antyimigranckie partie liczą na dobre wyniki w związku z kryzysem migracyjnym i obawami o bezpieczeństwo. Konflikt między Holandią a Turcją wybuchł w weekend, gdy władze w Hadze zakazały tureckim ministrom udziału w wiecach na terytorium Holandii. Reprezentanci tureckiego rządu chcieli agitować w tym kraju w ramach kampanii przed referendum konstytucyjnym w Turcji.