48 procent Polaków jest przeciwnych budowie w Polsce elektrowni jądrowej, 42 procent jest za, 10 procent nie ma zdania. Badanie przeprowadziła firma Millward Brown na zlecenie portalu Money.pl na reprezentatywnej grupie 1004 osób w sierpniu tego roku. Od tamtej pory nie rozpoczęła się żadna dyskusja społeczna na ten temat, można więc przypuszczać, że preferencje Polaków znacząco się nie zmieniły. To właśnie katastrofa w Czarnobylu, a także wcześniejsza z 1979 roku, do której doszło na amerykańskiej wyspie Three Mile Island spowodowały, że świat zaczął stopniowo wycofywać się z koncepcji pozyskiwania energii poprzez rozszczepienie jąder atomów. Po roku 2000 jednak kolejne kraje na świecie powracają do tego pomysłu, od lat działa wiele takich elektrowni i wciąż budowane są nowe. Jest to spowodowane przede wszystkim zobowiązaniami dotyczącymi ograniczenia emisji dwutlenku węgla do atmosfery oraz ciągłym wzrostem zapotrzebowania na energię. Dla porównania, tylko w sąsiedztwie Polski podobne elektrownie działają w Niemczech (17 reaktorów), Czechach (6 reaktorów), na Ukrainie (15 reaktorów), Słowacji (6 reaktorów), Litwie (1 reaktor). Białoruś także planuje rozpoczęcie budowy elektrowni atomowej, do 2015 roku również Rosja zainwestuje ok. 58 mld dolarów w takie przedsięwzięcia. Gdyby więc doszło do awarii u któregoś z naszych sąsiadów, to i my mielibyśmy kłopoty. Polska nie ma ani jednej takiej elektrowni, jedynym działającym reaktorem jądrowym jest badawczy reaktor "Maria", należący do Państwowej Agencji Atomistyki. W latach 80. ubiegłego wieku rozpoczęto budowę elektrowni Żarnowiec w województwie pomorskim, w skład której miały wchodzić 4 reaktory, jednak prace przerwano w latach 90., głównie pod naciskiem protestów społecznych. Po zamknięciu dwa z czterech reaktorów zezłomowano. Jeden z pozostałych odkupiła za symboliczną kwotę fińska elektrownia jądrowa w Loviisa, gdzie reaktor bezawaryjnie działa do dziś. Drugi znajduje się w Centrum Szkoleń Elektrowni Jądrowej Paks na Węgrzech. Olbrzymie pieniądze wydane na tę inwestycję w ciągu 10 lat jej realizacji poszły na marne. Do pomysłu energetyki jądrowej w Polsce powrócił rząd Jarosława Kaczyńskiego w 2005 roku. W przygotowanym planie energetycznym założono budowę takiej elektrowni do roku 2020, ale na planach się skończyło. Ostatnio również obecny premier Donald Tusk oświadczył, że do 2030 roku w Polsce powstaną co najmniej dwie elektrownie jądrowe. Nie ma jeszcze konkretnych decyzji co do ich lokalizacji, ale polski premier ujawnił, że brane są pod uwagę najbiedniejsze tereny północnej i północno-wschodniej Polski, aby w ten sposób wspomóc ich rozwój. Decyzje w tej sprawie mają zapaść jeszcze przed końcem tego roku. Polska potrzebuje elektrowni atomowych, ponieważ naszym głównym źródłem energii jest teraz węgiel (90 procent uzyskiwanej energii). Posiadane przez nas złoża tego surowca wyczerpią się w ciągu kilkudziesięciu lat, ale już teraz przekraczanie nakładanych przez Unię Europejską coraz niższych norm emisji dwutlenku węgla do atmosfery wiąże się z bardzo wysokimi karami, a Polska potrzebuje prądu coraz więcej. Wzrost kosztów produkcji przenosi się na wzrost cen dla klientów (patrz ramka obok). Pozostają oczywiście jeszcze alternatywne źródła energii, jak woda, wiatr czy słońce, jednak w Polsce trudno na nich oprzeć energetykę, ponieważ nie posiadamy odpowiednich warunków występowania tych żywiołów. Uzyskiwanie energii z tych źródeł jest również na tyle kosztowne, że technologia ta nadal pozostaje na świecie mało popularna. Wprawdzie niektóre państwa po wycofaniu się z atomu, po katastrofach w latach 70. i 80., przeszły w dużym stopniu na alternatywne źródła, ale żadne z tych państw nie oparło na nich swojej energetyki. Najtańszym i dużo czystszym od węgla sposobem na uzyskanie energii jest rozszczepianie jąder atomów, którego efektem ubocznym dla atmosfery jest tylko czysta para wodna. Projekt jednak nadal wzbudza duże emocje społeczne ze względu na jego bezpieczeństwo. Reaktory z Czarnobyla były wyprodukowane w Związku Radzieckim, według przestarzałej technologii jeszcze z lat 60. Dzisiejsze reaktory jądrowe są budowane przy użyciu nowoczesnych technologii i, jak zapewniają specjaliści, są bezawaryjne. Większym zagrożeniem są odpady promieniotwórcze, które mogą skazić środowisko na tysiące lat i to właśnie w miejscach ich składowania należy się spodziewać protestów lokalnych społeczności. Lokalizacja tych odpadów będzie więc chyba najtrudniejszym problemem dla rządu, nie zaś lokalizacja samych elektrowni, która wpłynie pozytywnie na rozwój ekonomiczny wybranego regionu. Budowa elektrowni atomowej trwa 10 - 15 lat. Tyle czasu potrzeba na realizację inwestycji i wyszkolenie personelu do obsługi. Dlatego rząd Donalda Tuska planuje rozpoczęcie prac na rok 2015, aby do 2030 roku inwestycje były gotowe. Wydaje się więc, że mamy jeszcze sporo czasu na przekonanie przeciwników tego pomysłu. A przekonać do tej nieuniknionej inwestycji trzeba nie tylko połowę polskiego społeczeństwa, ale i organizacje ekologiczne, takie jak Zieloni czy Greenpeace, które już zaczęły protesty. Po niedawnych zapowiedziach premiera można wyciągnąć wnioski, że w najbliższym czasie potrzebna jest w Polsce debata społeczna na temat korzyści i zagrożeń z wprowadzenia w kraju energetyki jądrowej. Debata z pewnością łatwa nie będzie, ale jest konieczna, jeśli nie chcemy, aby planowane inwestycje podzieliły losy Żarnowca z początku lat 90. Paweł Bruger