Anna Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych podkreśla rozmowie z IAR, że należy przyznać, że na Krymie zawsze dominowały nastroje prorosyjskie. Kijów nie prowadził tam aktywnej polityki kulturalnej czy gospodarczej. - Nie było próby pokazania, że to Kijów powinien być tym punktem odniesienia, a nie ciągle Moskwa - dodaje. Nie oznacza to, że wyniki referendum nie zostały w mniejszym lub większym stopniu sfałszowane. Anna Dyner zwraca uwagę, że głosowanie przeprowadzono w momencie, gdy na Ukrainie nie zakończyła się ostatecznie rewolucja godności, a na półwyspie pojawiły się wtedy "zielone ludziki", czyli rosyjscy żołnierze bez znaków rozpoznawczych. Anastazja Siergiejewa z działającego w Polsce Stowarzyszenia "Za wolną Rosję" powiedziała IAR, że większość mieszkańców Krymu jest i była obojętna politycznie. - Przyszłość sama się wyjaśni, ktoś za nich zadecyduje, na przykład Putin, czy ktoś inny - dodaje. Przeciwko referendum i późniejszej aneksji opowiedzieli się miejscowi Ukraińcy i Tatarzy. Obecnie aktywni przedstawiciele tych narodowości są prześladowani przez rosyjskie władze.