Chiny, w znacznej mierze dzięki rządowej kontroli kursu waluty i niedorozwojowi systemu bankowego, wyszły obronną ręką z tzw. kryzysu azjatyckiego, który przed końcem stulecia poraził kraje regionu. Inflację opanowano i pojawiła się nawet nieduża deflacja. ChRL - wschodzące supermocarstwo? Kontrastowało to ostro z katastrofą gospodarczą Rosji oraz stagnacją w podziwianej do niedawna Japonii. Rosnąca stale nadwyżka ChRL w handlu z głównymi partnerami, Japonią i nade wszystko USA, robiła duże wrażenie. Emigracyjne struktury rozbitej w 1989 r. opozycji ledwie wegetowały (ze 100 tys. uchodźców działalność polityczną prowadziło w 1994 r. tylko 4 tys.). Krajowych dysydentów wydalano za granicę. W 1997 r. deportowano weterana opozycji Wei Jingshenga, śladem jego poprzednika Fang Lizhi. W 2002 r. banicja spotkała współzałożyciela nielegalnej Partii Demokratycznej (Shehuidang) Xu Wenli. Wierząc, że w pełni kontroluje sytuację, XIV Zjazd Komunistycznej Partii Chin, KPCh (Zhongguo Gongchangdang) (12-18 października 1992 r.) ostatecznie odsunął przeciwników reform rynkowych, wynosząc do władzy pragmatycznych, acz cynicznych technokratów, w rodzaju prezesa Centralnego Banku Ludowego, Zhu Rongji (niebawem, 1997-2003, premiera) i przywódcę partyjnej młodzieżówki, Hu Jintao. Nadal udawało się przyciągać ogromny kapitał, którego wartość zbliżyła się w 2000 r. do 500 mld dol. 70% z tych inwestycji pochodziło z zamieszkanych przez Chińczyków Hongkongu i Tajwanu. Rezerwy dewizowe wzrosły do 659 mld dol. (2005 r.). Japonia miała je wprawdzie większe (830 mld), a maleńki Tajwan nagromadził 250 mld, ale dynamiczna ChRL odgrywała rolę lokomotywy dla gospodarki krajów Azji. Zwłaszcza mające niski poziom popytu wewnętrznego Japonia, Tajwan i Korea Południowa zależne były od zamówień chińskich, a także amerykańskich, które otrzymywały Chiny. Szczególną rolę pośrednika odgrywał Hongkong, mający wyśmienity system bankowy o olbrzymich obrotach. W 2004 r. zanotowano tam wzrost PKB wynoszący 8,1% oraz 21% na rynku akcji. Chińskie wydatki na zbrojenia, choć procentowo niezbyt wielkie, systematycznie rosły, przy czym oficjalne liczby podawane przez Pekin (2002 r. - 21 mld dol., 2005 r. - 30 mld) były mniej więcej dwukrotnie niższe od najskromniejszych szacunków tychże wydatków dokonanych przez Departament Obrony USA. Manifestacją mocarstwowych ambicji Chin stało się wysłanie w kosmos 15 października 2003 r. pierwszego Chińczyka na pokładzie "Niebiańskiego statku", "Shenzhou 5". Z przyczyn ekonomicznych, ale także - a nawet przede wszystkim - prestiżowych ChRL nadała ogromny rozgłos przejęciu z rąk brytyjskich Hongkongu 1 lipca 1997 r. Niebawem (1999 r.) w analogiczny sposób zmieniła władze portugalska enklawa Makau. Mimo hucznych deklaracji o "powrocie do macierzy" było jasne, że dokonał się on zdecydowanie wbrew woli mieszkańców tych regionów. Obydwa przekształcono w Obszary Specjalne z zachowanym systemem kapitalistycznym i wyodrębniano w statystykach jako partnerów handlowych ChRL. Formalnie ciągle komunistyczne Chiny znalazły się w Banku Światowym, Międzynarodowym Funduszu Walutowym i wreszcie (2000 r.) w Światowej Organizacji Handlu. XV Zjazd Partii (12-18 września 1997 r.) stał się osobistym triumfem sekretarza generalnego Jiang Zemina. Dość bezbarwny aparatczyk, od 1993 r. (z namaszczenia charyzmatycznego Deng Xiaopinga) przewodniczący - czyli prezydent - ChRL, był też szefem Centralnej Komisji Wojskowej i zwolennikiem tzw. demokracji kolektywnej. W istocie oznaczała ona władzę partyjnej arystokracji pieniądza. Choć w statucie partii znalazł się zapis o "koncepcji Deng Xiaopinga" jako o drogowskazie ideowym (obok obowiązkowej "myśli Mao Zedonga"), marksizm był już skorupą całkowicie pustą, nawet dla rządzących komunistów. Dynamiczny wzrost gospodarczy, choć konsumowany w znacznej mierze (co najmniej jeden punkt procentowy z oficjalnych 8-9%) przez elity władzy, kanalizował społeczne niezadowolenie. Rósł zakres rozmaitych, choć raczej nie politycznych, wolności, można też było - często dzięki łapówkom - wygrać procesy i otrzymać odszkodowania w sporze z przedsiębiorcami, urzędami, a nawet komisariatami policji. Jedynie oskarżeni o próbę założenia partii politycznej nie mieli w sądzie szans. Prześladowania spotykały także ludzi sprzeciwiających się reżimowi z przyczyn ideowych, jak członkowie ekspansywnej sekty Falun Gong, tybetańscy buddyści czy niewielka, ale coraz popularniejsza wśród elit społeczność chińskich chrześcijan. Kreowanie Chin Ludowych na "wschodzące supermocarstwo XXI w." - w co ich przywódcy chyba już uwierzyli - budzi jednak rozmaite wątpliwości. Dotyczą one nawet wiarygodności podawanych przez Pekin imponujących wskaźników. Są twierdzenia, że należy je obniżyć co najmniej o dwa punkty procentowe (ale i wtedy byłyby duże!) z powodu wysokości strat spowodowanych zniszczeniem środowiska naturalnego i wywołanych tym niepokojów społecznych oraz epidemii. Wielkość owych strat wynosić może 10% wartości produkcji. Wiele produktów - zwłaszcza przedsiębiorstw państwowych, stanowiących ciągle większość - jest bezużytecznych, nie znajdując nabywców, a ich rola polega jedynie na podnoszeniu statystyk. Przedsiębiorstwa te, których opłacalności nie sposób ocenić, nie prowadzą bowiem prawdziwej księgowości, finansowane są z nakazu partii przez wielkie banki. Banki zaś są kasami depozytowymi rządu i - według standardów zachodnich - bankrutami. Fantastyczne wyniki chińskiej gospodarki są także automatycznym efektem transferu bezproduktywnej lub bezrobotnej ludności wiejskiej do pracy w przemyśle. W ten sposób wzrost produkcji uzyskiwany jest nie dzięki większej kreatywności, ale poprzez przedłużenie czasu pracy lub przyjęcie nowych pracowników. Ci ostatni, nie znając miejscowych warunków, a nawet języka (tzw. dialekty chińskie są naprawdę odrębnymi językami), padają zwykle ofiarami iście kolonialnego wyzysku. Błyszczące strefy burzliwego rozwoju są w ChRL jedynie wyspami w morzu ubóstwa (2/3 produkcji przemysłowej dostarczane jest przez zaledwie 14% obszaru Chin). Rozmiary tego ubóstwa rząd zręcznie zaciemnia poprzez manipulowanie statystykami. Na przykład oficjalne twierdzenie z 2000 r., że poniżej progu ubóstwa żyje tylko 26 mln z 1,3 mld mieszkańców ChRL, bazowało na definicji, że ów próg oznacza zarobki poniżej 635 yuanów, czyli 80 dol. rocznie. Tymczasem wskaźnik Banku Światowego wynosi 365 dol. (tzn. dolara dziennie). Według Azjatyckiego Banku Rozwoju za mniej niż dolara dziennie w 2000 r. żyło 230 mln Chińczyków z kontynentu, a dalsze 670 mln za mniej niż dwa dolary. Precyzyjne oceny utrudnia też oficjalny kurs chińskiej waluty, sztucznie zaniżony, aby ułatwić konkurencyjność towarów i nie pozbawić ChRL wygodnego statusu "kraju rozwijającego się". Wahając się między oficjalnym kursem yuana do dolara a próbą oceny jego rzeczywistej siły nabywczej, nie sposób ocenić, czy Chiny mają już obecnie drugą gospodarkę świata czy dopiero siódmą. Udział Chin w handlu światowym jest wszakże bliski udziałowi Korei Południowej czy Holandii (których nikt mocarstwami nie nazywa), produkt narodowy zaś zbliża się do włoskiego. Wspomnieć też należy o - już zasygnalizowanym - zanieczyszczeniu środowiska naturalnego w ChRL, rzutującym także na produkcję rolną. Z 10 najbardziej skażonych miast świata aż 9 znajduje się w ChRL (jedno w Indiach). Fetowane hucznie 20 maja 2006 r. otwarcie Tamy Trzech Przełomów na rzece Jangcy spowodowało przesiedlenie 2 mln osób i zniszczenie 19 miast, w tym liczącego sobie 2,3 tys. lat Fengjie. Z kolei forsowanie przez władze przymusowej aborcji powoduje - z uwagi na preferowanie męskiego potomstwa - drastyczny brak równowagi między płciami. Na każdych 100 dziewczynek rodzi się w Chinach 117 chłopców, przy czym w najbogatszych prowincjach, jak leżący naprzeciw Hongkongu Guangdong, stosunek ten wynosi 100:138. (Natomiast biedny, ale niechiński Tybet jest jedyną prowincją wolną od tej patologii). Wśród najmłodszych dzieci (do 4 lat) śmiertelność dziewczynek jest o 28% wyższa od śmiertelności chłopców, choć w warunkach naturalnych zgony w wieku niemowlęcym dotykają częściej właśnie tych ostatnich. Z dzieciobójstwem córek komunistyczne władze próbowały - należy im to przyznać - walczyć. Faktycznie jednak same je prowokowały, forsując politykę "jednego dziecka w rodzinie" i nie zapewniając żadnych emerytur. W tej w sytuacji rodzice, by mieć utrzymanie na starość, musieli posiadać dziedziczącego gospodarstwo rolne syna, gdyż córka pracowała dla rodziny swego męża. Gwałtowne starzenie się ludności rodzi z kolei pytanie o los coraz liczniejszej grupy osób powyżej sześćdziesiątki (obecnie już 11% ogółu). Na wsi opieka zdrowotna jest w opłakanym stanie i płatna, a system emerytalny nie istnieje.