42 kraje, ponad 51 tys. przebadanych osób - w tym ponad 1500 w Polsce. To dotychczasowe liczby dotyczące ogromnego badania "Ocena wpływu epidemii COVID-19 na zdrowie psychiczne". Co prawda całe przedsięwzięcie jest w toku, a na wyniki poczekamy jeszcze chwilę, ale już teraz specjaliści biorący w nim udział dostrzegają pewne niepokojące trendy. Pieczę nad projektem w naszym kraju sprawuje zespół złożony z trzech osób. To Anna Szczegielniak, Anna Rewekant oraz koordynator badania dr n. med. Tomasz M. Gondek. Ten ostatni w rozmowie z Interią opowiada nie tylko o samym badaniu, ale także o tym, jak pandemia niszczy nasze zdrowie psychiczne, jak lęk Polaków zmienia się w agresję, skąd u tak wielu otwarta niechęć do przestrzegania przepisów sanitarnych i dlaczego samo badanie może już stanowić pretekst do wylania wiadra hejtu. Bartosz Kicior, Interia: Na czym dokładnie polega "Ocena wpływu epidemii COVID-19 na zdrowie psychiczne"? To chyba dość duży projekt... Dr. n. med. Tomasz Gondek: - To prawda, badanie prowadzone jest w tej chwili w 42 krajach na całym świecie, nam powierzono prowadzenie tego projektu w Polsce. Początkowo miało potrwać do lipca, w okresie, który nazywamy obecnie pierwszą falą epidemii. Jednak w wielu krajach na świecie nie nastąpił taki moment, w którym można było znieść wszystkie ograniczenia i powiedzieć, że nastąpił koniec. Zdecydowano zatem o przedłużeniu badania do grudnia 2020 roku. Obecnie staramy się zebrać jak największą próbę, aby móc możliwie precyzyjnie ocenić wpływ pandemii na zdrowie psychiczne. Badamy dwa główne obszary. Pierwszy z nich to problemy wywołane samą pandemią - obawy i lęki o zdrowie swoje czy bliskich czy o przyszłość w kontekście choroby. Wzmagają je niepewność co do czasu trwania stanu epidemii i kolejne wzrosty liczby zakażeń, w ostatnim czasie o wiele wyższe niż podczas pierwszej fali. Drugi z nich dotyczy wpływu środków podjętych w celu zwalczania skutków pandemii i wynikających z nich konsekwencji. Są to ograniczenia, które uderzają w nas pod kątem ekonomicznym i zmieniają w znacznym stopniu nasze życie. Obserwujemy ogromne koszty walki z pandemią, już teraz mówi się, że sięgają ponad 100 miliardów złotych, a to wciąż nie koniec. Mamy pozamykane całe branże. Niepewność jest tym większa, że działania rządzących są dość nieprzewidywalne i w mojej ocenie chaotyczne. Nie wiemy, kiedy przepisy mogą się zmienić, z dnia na dzień zamykane są cmentarze, niektóre sklepy. To wszystko nie pozostaje bez wpływu na dobrostan psychiczny. Ale nie ma jeszcze ostatecznych wyników badania? - Wciąż zbieramy dane, ich analiza rozpocznie się dopiero po zamknięciu tego etapu. Jednak w międzyczasie przeprowadzono i opublikowano wyniki z kilku innych badań. Są publikacje, które jasno wskazują na to, że mamy coraz więcej zaburzeń lękowych i zaburzeń związanych ze snem. Mówi się też o wzroście problemów związanych z uzależnieniami od substancji psychoaktywnych - alkoholu i innych używek. Problem alkoholowy w Polsce i tak był duży, ale teraz sytuacja może jeszcze ulec pogorszeniu. Rosnącym problemem są także uzależnienia behawioralne, między innymi związane z nadmiernym korzystaniem z internetu. Jak wygląda ewolucja wpływu pandemii na zdrowie psychiczne? Minęło już prawie dziesięć miesięcy i widać, że nasze podejście się zmienia. - Z naszych własnych obserwacji wynika, że podejście do kryzysu było różnorodne, ale ulegało też pewnym zmianom. Niektóre osoby nawet po zluzowaniu obostrzeń nadal narzucały sobie pewne ograniczenia. Z obawy o zdrowie unikali kontaktu z innymi, nie wychodzili z domu. Z drugiej strony od początku pandemii widzimy też, że część ludzi kompletnie lekceważy jakiekolwiek zalecenia, podważając istotę czy wagę problemu. Nie chcą dostosować się do narzuconych ograniczeń.