Starsze dzieci zabierały pieniądze młodszym, które za prostytuowanie się dostawały tylko cukierki i klej. Mieszkały w kanałach ściekowych, natomiast klientów obsługiwały w obskurnych pokojach lub w pobliskim hotelu Ibis dobrze znanym Rumunom z klasy średniej oraz oszczędnym amatorom turystyki seksualnej z zagranicy . Weszliśmy do parku, gdzie na gałęziach drzew spali bezdomni mężczyźni i kobiety. Podeszło do nas dwóch brudnych chłopców o szklistych spojrzeniach. Poprosili o pieniądze. Patrzyli na nas zza plastikowych siatek, które przyciskali do twarzy, popijając ukryty w nich aurolac, rozcieńczalnik do farb wywołujący skurcze głodowe żołądka, a jednocześnie niszczący powoli mózg i wątrobę. Jeden z chłopców miał widoczne poparzenia na czole; zapewne skutek kontaktu tego żrącego płynu ze skórą. Za dwa papierosy wymruczeli nazwę miejsca, w którym można kupić dziewczynę. Wsiedliśmy do samochodu i Ion zawiózł nas na róg Şoseaua Orchideelor w quartier Basarab, jednego z najbardziej nieprzyjaznych gett w Bukareszcie. Ceauşescu przesiedlił w to miejsce zajmujących najniższą pozycję społeczną Romów, którzy w rezultacie zamieszkali w rezydencjach bogatych obcokrajowców zmuszonych do wyjazdu z kraju . Dziewięćdziesiąt procent budynków w dzielnicy wciąż znajdowało się w rękach państwa, rząd planował jednak wyburzenie wielu z nich w związku z planowaną budową estakady . Wysiedliśmy przed rozpadającą się dziewiętnastowieczną rezydencją położoną między sklepem z butami a zakładem wulkanizacyjnym. Alexandru wyglądał na zaniepokojonego; pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji. Romka o ostrych rysach twarzy poderwała się ze składanego krzesła ustawionego przed budynkiem. Sądząc po kolorze włosów, mogła mieć około trzydziestu pięciu lat. Sądząc po obłąkanym wyrazie malującym się na żylastej twarzy i spróchniałych zębach, mogła mieć ponad osiemdziesiąt. - Florin! - zawołała. Zza rogu wyszedł niski Cygan, który podobnie jak jego towarzyszka toczył gniewnym i szalonym spojrzeniem. Miał złamany nos, rzednące na skroniach włosy, gibkie i muskularne ramiona, prognatyzm żuchwy i kilkudniowy zarost. Masywne dłonie zaciskały się w idealnie kuliste pięści. Na ręce miał żółty zegarek. Był ubrany w szorty i rozpiętą granatową koszulę. Ramiona i lewe udo pokrywały ciemnozielone więzienne tatuaże. Choć jego tors zdobił wyblakły wielokolorowy smok, był znany jako peşte, ryba, co w rumuńskim slangu ulicznym oznacza alfonsa. Nie nastąpił żaden faktyczny kontakt, nie padło "Co słychać", "Cu plaçere", ani nawet "Część". - Chcę kupić dziewczynę - wyjaśniłem przez Alexandru. - Ile możesz dać? - odpowiedział z kamienną twarzą Florin. - Zależy, jak wygląda - powiedziałem. - Możemy wejść do środka? Przez bramę zrobioną z karoserii samochodu weszliśmy na podwórko otoczone murem z kruszących się, nieotynkowanych, śmierdzących pleśnią cegieł. W błocie taplały się piszczące dzieci. Przed jednopiętrową dobudówką na połamanej kanapie siedziała rozwalona wielka kobieta z dzieckiem przy piersi. - Gagicuţe! - krzyknął Florin. Z dobudówki wyłoniła się przestraszona romska dziewczyna w szortach i koszulce bez rękawów. - Mogę ci ją dać najwyżej na tydzień - powiedział Florin. - Miałem na myśli dłuższy czas - stwierdziłem. - Dwa tygodnie? - Chcę kupić dziewczynę na zawsze - wyjaśniłem. - Ile by to kosztowało i od czego zależałaby cena? Ile na niej normalnie zarabiasz? Florin pokręcił głową. - Nie ma takiej możliwości? - spytałem. - Nie dłużej niż na miesiąc. A za miesiąc trzeba zapłacić mnóstwo pieniędzy: tysiąc euro. - Chcę ją kupić na zawsze - powtórzyłem. - Nie. Tylko wypożyczam. Na tydzień nie ma problemu. Tydzień, dwa tygodnie maksimum. Nigdzie w Bukareszcie nie kupisz dziewczyny. A tę możesz dostać najwyżej na półtora miesiąca. - Ile ma lat? - Dwadzieścia - powiedział Florian, bez wątpienia zawyżając jej wiek co najmniej o cztery lata. - Szukam trochę młodszej - oświadczyłem. - Mamy jeszcze blondynkę - wtrąciła kobieta o ostrych rysach twarzy. - W pokoju na górze. Ale tylko na godzinę - albo dwie, trzy, cztery czy pięć. Tylko na miejscu, tylko w pokoju na górze. Ona się zna na rzeczy. Jest dobra - powiedział Florin. - Chyba nie chcą jej sprzedać - zauważył po cichu Alexandru. - Mówią, że straciliby na tym pieniądze. - Spróbujmy się dowiedzieć, ile by stracili - zaproponowałem. Kobieta o ostrych rysach twarzy wpuściła nas na zaplecze sklepu obuwniczego, następnie wprowadziła schodami na piętro i kazała zaczekać na podeście. Ściany pomalowane na mdły zielony kolor nadawały temu miejscu wygląd toalety, który pogłębiał jeszcze zapach kału i zdechłych myszy. Przezroczyste plastikowe rury odprowadzały ścieki wzdłuż bocznych ścian klatki schodowej i wylewały je na znajdujące się poniżej betonowe podwórko. Być może dławiący smród był czymś normalnym w cuchnących miejskich norach w Bukareszcie, tu jednak spotkaliśmy się z wilgotnymi i gryzącymi miazmatami. Gdybyśmy, za Cyceronem, porównali niewolnictwo do śmierci, musielibyśmy uznać, że trafiliśmy do kostnicy. Nagle nad nami rozległ się krzyk. Po chwili po schodach zeszła gruba kobieta z pomarańczowymi włosami upiętymi z tyłu głowy złotą gumką. - Dziewczyna nie chce przyjść. Boi się. Myśli, że będziesz ją bić i sprzedasz ją komuś innemu - wyjaśniła i wróciła na górę. - Zrób coś, żeby wyszła! - zawołała. Weszliśmy na drugie piętro, gdzie dwie kobiety wykrzykiwały coś w stronę ciemnego pokoju. W końcu wyszła z niego trzecia kobieta, ciągnąc za sobą dziewczynę. Miała rozjaśnione rdzawe włosy, małą głowę i płaski nos . Łzy płynące z głęboko osadzonych oczu rozmywały tusz do rzęs i spadały na bose stopy z szeroko rozłożonymi palcami. Pośpiesznie nałożony makijaż nie zdołał ukryć oznak zespołu Downa. Szminka rozmazała się poza granice rozchylonych ust. Spod obcisłej koszulki bez rękawów i szortów wylewały się zwały ciała. Kobieta trzymała ją mocno za lewe ramię, jakby chciała ją przygarbić. Poniżej prawego ramienia dziewczyny znajdowało się co najmniej dziesięć głębokich jaskrawoczerwonych nacięć, niektóre ze świeżymi strupami. Odwiedziłem wcześniej tuzin obskurnych burdeli na trzech kontynentach, ale nie widziałem jeszcze żadnej dziewczyny w takim stanie. Pamiętałem cały czas, że mam na sobie podsłuch i nie wolno mi wypaść z roli. Jak powinna zareagować odgrywana przeze mnie postać na widok tak nieszczęsnej istoty? Czy powinienem zachowywać się swobodnie? Spróbowałem się uśmiechnąć. Spojrzałem na Alexandru i Iona, na ich twarzach malowało się prawdziwe przerażenie. - Podoba ci się? - zainteresowała się jedna z kobiet. - Mogę z nią porozmawiać? - spytałem. - Ile ma lat? - Dwadzieścia osiem - wyręczyła dziewczynę kobieta. - O jakiej kwocie tu mówimy? Kobieta zapytała dziewczynę, czy chce ze mną pójść. Ta wymamrotała coś o biciu, ale Alexandru nie był w stanie dokładnie zrozumieć jej słów. - Powiedziała, że tak - oświadczyła kobieta. - Chyba jest naprawdę wystraszona - zauważył Alexandru. - Nie chce z nami iść. - W takim razie pogadajmy z tym gościem na dole o cenie - oświadczyłem. Odwróciliśmy się i zaczęliśmy schodzić po schodach. Na dole Florin prowadził zażartą dyskusję ze swoją wspólniczką. Nie potrafiłem zrozumieć, co mówią, ale usłyszałem słowo caşcaval, które oznacza "cheddar" lub "gotówka". - Od nikogo innego nie dostaniesz dziewczyny na tak długi czas - powiedział Florin. - Dwa miesiące. Dwa tysiące euro. - Na jakich zasadach? - spytałem. - Nie ma zasad. Robisz, co chcesz. Dwa miesiące. - Dwa tysiące euro? Coś mi się tu nie zgadza. Nie zarobiłbyś na niej przez ten czas dwóch tysięcy euro. To wysoka cena. - Wcale nie. W jedną noc zarabia dla mnie dwieście euro. Okłamywanie gadje, obcych, to romska tradycja. Policja ustaliła później, że każdy z klientów Florina - zapewne okoliczni mieszkańcy - płacił peşte około dziesięciu euro. Przypuszczali również, że dziewczyna była gwałcona każdej nocy od pięciu do dwudziestu razy. Wynikało z tego, że podana przez Florina kwota dwustu euro była możliwa, choć raczej zawyżona. - Powiedz mi coś więcej na temat dziewczyny. Chciałbym wiedzieć więcej o towarze, który kupuję - powiedziałem. - Jest bardzo czysta. Bardzo miła dziewczyna. Nie będziesz z nią miał żadnych problemów. Zrobi, cokolwiek jej każesz. Wszystko, co tylko będziesz chciał. - Dwa tysiące to dość dużo - stwierdziłem. - Nie, za dwa miesiące to bardzo tanio! - oświadczył ożywionym głosem, węsząc duży zarobek. - Dziewczyna jest bardzo miła, nie bierze narkotyków. Jest dobra w tym, co robi. - Mam inną propozycję. Wymienimy się. Dziewczyna za motocykl. To chyba będzie uczciwe. - Zgodziłbym się na samochód. Za motocykl nie ma mowy. Dobry samochód. - Dacia? - zasugerowałem, proponując rumuńską markę. Florinowi zaświeciły się oczy. - Ale musiałbym dostać dziewczynę na trzy miesiące - dodałem. - Samochód ma przebieg pięćdziesiąt tysięcy kilometrów. Przypuszczałem, że taki samochód można by kupić w nielegalnym komisie za półtora tysiąca euro. - W porządku - skinął głową Florin i po raz pierwszy odsłonił w uśmiechu poplamione zęby. - Muszę wykonać telefon - poinformowałem. - Mogę ją zabrać za granicę? - A co jeśli zostanę z oczami wpatrzonymi w słońce? - spytał, używając cygańskiego określenia na wystawienie kogoś do wiatru. - Skąd mam wiedzieć, czy przywieziesz ją z powrotem. Muszę dostać depozyt, choć mógłbym załatwić dla niej rumuński paszport. Uścisnąłem mu dłoń i wróciliśmy do samochodu. Kiedy ruszyliśmy, Ion wyłączył radio. Żaden z nas nie odzywał się ani słowem. Wreszcie Alexandru przerwał milczenie. - Co to, kurwa, miało być? Wciąż oszołomiony, nie odpowiedziałem. - Blondynka, tak? - powiedział. - No jasne. Britney Spears. Był to kiepski i ordynarny żart, mimo to mnie rozśmieszył. Alternatywą były łzy.* * Fragment książki Benjamina Skinnera "Zbrodnia. Twarzą w twarz ze współczesnym niewolnictwem". Wydawnictwo ZNAK. W księgarniach od 3 marca.