Ponieważ organizacja protestów w centrum Kijowa, zgodnie z decyzją sądu, jest nielegalna, deputowani postanowili zorganizować tam spotkanie ze swoimi wyborcami. Według prawa, władze muszą pomagać w ich organizacji. Arsenij Jaceniuk z Ojczyzny Julii Tymoszenko i Witalij Kliczko z UDARU zwrócili się do wszystkich Ukraińców, aby przyjeżdżali do Kijowa. Podkreślali, że trwa tu walka o Ukrainę i decyduje przyszłość tego kraju. Według różnych danych, w pokojowych demonstracjach w centrum Kijowa, na ulicy Chreszczatyk i na placu Niepodległości, w szczytowym momencie brało udział od 200 do 500 tysięcy osób. Do prowokacji dochodziło wieczorem przed pomnikiem Lenina, gdzie doszło do przepychanek z milicją, a także przez cały dzień przed Administracją Prezydenta, gdzie grupa dresiarzy próbowała szturmować jej siedzibę. Tam oddziały specjalne Berkut pobiły prowokatorów, demonstrantów, a także kilku dziennikarzy, w tym Polak Paweł Pieniążek. Na miejsce przybyli opozycjoniści, między innymi Witalij Kliczko, który apelował o spokój. Zwolennicy opozycji ustawili się murem między oddziałami specjalnymi a dresiarzami, aby uniknąć prowokacji. Wieczorem w centrum pozostało kilkanaście tysięcy demonstrantów. Sytuacja poza okolicami Administracji Prezydenta i pomnika Lenina jest spokojna. Napięta sytuacja na ulicach Kijowa. Doszło do starć z milicją, a uczestnicy demonstracji zajęli siedzibę władz miasta. W burdach, do jakich doszło pod siedzibą administracji prezydenckiej został ranny w głowę dziennikarz z Polski, Paweł Pieniążek. Miał zostać wielokrotnie uderzony milicyjną pałką. Milicja twierdzi, że około stu jej funkcjonariuszy zostało dotychczas rannych w trakcie pacyfikacji protestów. Nie podaje informacji o poszkodowanych po stronie uczestników demonstracji. Na najnowszych zdjęciach sprzed siedziby prezydenckiej administracji widać, że milicja szczelnym kordonem odcięła dojście do budynku, w pobliżu którego jest jeszcze kilkuset manifestantów. Wcześniej część z nich próbowała wedrzeć się do gmachu. Te działania zostały nazwane prowokacją przez jednego z liderów opozycji - Witalija Kłyczko. Piotr Pogorzelski /Kijów