Czy rzeczywiście tak będzie? Czy kiedykolwiek dowiemy się, co tak naprawdę stało się na "Kursku"? Ryszard Cebula i Piotr Salak przy Krakowskim Przedmieściu 27 rozmawiali o tym z Bartłomiejem Sienkiewiczem, wicedyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich. Ryszard Cebula i Piotr Salak (RMF): Czy może nam pan powiedzieć o tym liście, który nas wczoraj wszystkich zelektryzował. Napisał go kapitan Kalesnikow: "Jest nas 23, nikt z nas nie może wyjść na górę". Czy to znaczy, że tych ludzi jeszcze można było uratować? <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-bartlomiej-sienkiewicz,gsbi,1622" title="Bartłomiej Sienkiewicz" target="_blank">Bartłomiej Sienkiewicz</a>: To jest zasadnicze pytanie, natomiast najdziwniejsze jest to, że relacje dowódców floty, która nadzorowała miejsce katastrofy, po raz kolejny okazują się kłamliwe. Na początku mówiono, że są ludzie we wraku i jest z nimi kontakt. Potem powiedziano, że nie ma z nimi kontaktu, a jeszcze później powiedziano, że zginęli w ciągu pierwszych trzech minut. Teraz okazuje się, że nie zginęli w ciągu trzech minut, że byli jacyś ludzie, i że można ich było uratować. Problem polega chyba na tym, że rosyjskie dowództwo robiło prawdopodobnie wszystko, aby do tego wraku dotrzeć. Pytanie pozostaje, czy dotrzeć do ludzi, czy dotrzeć do tego, co było na wraku? Byłoby jakąś nieuczciwością posądzać dowódców floty o to, że zupełnie mieli w pogardzie życie ludzi, którzy wołali o pomoc. Bardzo możliwe, że nie mieli z nimi kontaktu. Nie wiedzieli, co się dzieje. Ja wiem, o co panowie pytacie: dlaczego Rosjanie tak wokół tego kłamią? Otóż wydaje się, że problem polega na tym, że na tym okręcie w tym momencie przeprowadzano ćwiczenia z nową bronią. O tym świadczy szereg faktów. Do tej pory jest to jedyna hipoteza, która tłumaczy zachowanie dowództwa floty, łącznie z opóźnieniem akcji ratowniczej, z jej limitowaniem w momencie, kiedy znalazły się tam jednostki norweskie. Gdzieś w całej tej akcji, by ukryć tajemnice, a jednocześnie przeprowadzać akcję ratowniczą, gdzieś w tym momencie i władze Rosji, i dowództwo floty zamotały własne oświadczenia, że prawda została starannie zatarta. RMF: O tej tajemnicy zaraz porozmawiamy, ale wracając do ludzi - czy oni zupełnie byli nieświadomi, że marynarze mogli przeżyć, czy też świadomie kłamali? Bartłomiej Sienkiewicz: Nie ma na to pytanie odpowiedzi. Wiele faktów świadczy o tym, że w innych kwestiach te kłamstwa rzeczywiście były. Na ile one wynikały ze złej woli, a na ile wynikały z tego, że generałowie całe swoje życie przeżyli w sowieckiej flocie? Nie są mistrzami w rozmowach z mediami ani konstrukcji z dziedziny PR. I jeszcze jedno: proszę pamiętać, że system Rosji, teraz, gdy rządzi Putin, jest budowany hieratycznie i widać wyraźnie jak w tym kryzysie to głowa państwa nie miała pomysłu, co zrobić z tym faktem. Brak tego spowodował, że cała reszta zachowała się bezradnie. Jakby z góry nie spłynęła wskazówka, co należy mówić i jak należy mówić. Każdy mówił zatem na własną rękę ze skutkami, jakie widzieliśmy: chaosem informacyjnym, kłamstwami, niedopowiedzeniami, łącznie z tak kuriozalną sytuacją, kiedy wdowa po kapitanie dowiaduje się z filmu norweskiego o najważniejszych faktach, które były znane powszechnie opinii publicznej na świecie, a nie były znane jej. RMF: Porozmawiajmy o samym Putinie. Jego prestiż przy samej akcji ratunkowej nie wzrósł, mówiąc delikatnie, ale była to poważna prestiżowa porażka. Bartłomiej Sienkiewicz: Dla kogo prestiżowa porażka? RMF: Dla Putina. Później jakby publiczność zapomniała mu to. Bartłomiej Sienkiewicz: Spadek o siedem, może osiem punktów w sondażach, przy poparciu, jakim dysponuje Putin, to nie jest żaden spadek. On już został odrobiony. Do tego wszystkiego mówić o porażce, wobec kogo? Wobec wdów? Być może. RMF: Na przykład, wobec Zachodu. Bartłomiej Sienkiewicz: To prawda, tylko proszę pamiętać, że tym podmiotem działania Federacji Rosyjskiej nie jest opinia zachodnia, ale rosyjska, i własny system władzy. RMF: Ale czy po tym liście wrogowie Putina mogą mu w jakiś sposób zagrozić? Bartłomiej Sienkiewicz: Bardzo dobre pytanie, ale jakby kończące dalszą dyskusję. Żeby można to było wykorzystać, to musiałaby istnieć jakaś opozycja polityczna w Rosji. To, z czym mamy do czynienia w tej chwili, to sytuacja, w której tej opozycji faktycznie nie ma, a jeśli jest, to jest w pewnym sensie limitowana czy też koncesjonowana. RMF: Czyli cokolwiek by zrobił i tak wygra, w gruncie rzeczy, na tej sprawie? Bartłomiej Sienkiewicz: Czy wygra, to nie wiem, ja myślę że na dłuższą metę jest to dla niego sprawa obojętna. Natomiast jest jedno niebezpieczeństwo dla władzy na Kremlu, które chyba warto zaznaczyć: ta sama sprawa nie będzie stanowiła o jego możliwościach. Natomiast przy kolejnych, podobnych sprawach one będą się sumować. Póki jeszcze są wypłacane emerytury i renty, póki są olbrzymie dochody państwa rosyjskiego ze sprzedaży ropy, to ta władza ma swobodę manewru. W momencie, kiedy tego nie będzie, wróci do sytuacji kryzys, jaki znamy z końca rządów Jelcyna. Wtedy takie wydarzenia będą mogły mieć znaczenie. RMF: Panie dyrektorze, wróćmy do poszukiwań zatopionych marynarzy. Czy tam faktycznie chodzi o wydobycie ciał, czy o dotarcie do jakichś tajemnic wojskowych, szyfrów? Co jest ważniejsze w tym poszukiwaniu? Bartłomiej Sienkiewicz: Obserwując pewne działania armii rosyjskiej nie tylko na morzu, ale i na lądzie, moglibyśmy powiedzieć, że ludzie nie są najważniejszą wartością dla dowództwo tej armii. Z drugiej strony, marynarka to jest trochę inny rodzaj sił zbrojnych. Tam solidarność i zaufanie ma o wiele większe znaczenie niż w innych rodzajach wojsk. RMF: Również w Rosji? Bartłomiej Sienkiewicz: Tak, również w Rosji. Natomiast jedno nie ulega wątpliwości, że równie istotne jak poszukiwania były działania zacierające faktyczny powód katastrofy. I w tych działaniach dezinformacyjnych, zacierających faktyczny powód katastrofy, brali udział najwyżsi rosyjscy dowódcy wojskowi. Przypomnę tutaj hipotezę, z uporem powtarzaną jeszcze do wczoraj, o kolizji z innym okrętem podwodnym. Panowie, gdyby do tej kolizji doszło, to ten drugi okręt podwodny spoczywałby obok "Kurska". I w ogóle to jest tak absurdalna hipoteza, że aż śmieszna. Parę dni po katastrofie generał Popow, głównodowodzący całego tego zgrupowania, z pokładu okrętu "Piotr Wielki" wygłosił niezwykle ważne oświadczenie, kiedy mówił: "Ja wiem, że ten okręt zatonął w wyniku zderzenia z innym obcym okrętem. Zrobię wszystko, żeby go odnaleźć i żeby podać do publicznej wiadomości tego zabójcę". Po czym zdjął czapkę. To był taki moment, gdzie dreszcze przechodziły, tymczasem kłamał od początku do końca. Żadnej kolizji nie było. Później przeszukano, za pomocą specjalnych batyskafów, olbrzymi obszar wokół okrętu. Nie znaleziono żadnych elementów pochodzących z obcego okrętu podwodnego. Tego rodzaju kolizja, która powoduje tak olbrzymie zniszczenia, musiałaby spowodować oczywiście pozostawienie licznych śladów. Mówicie panowie: absurd; tylko ten absurd jest nadal powtarzany przez premiera Rosji jako równorzędna hipoteza, przez głównodowodzącego floty, przez generałów, którzy prowadzą akcje ratowniczą, więc w tym szaleństwie jest metoda. RMF: Panie dyrektorze, czy są jakieś tajemnice na "Kursku", które tak naprawdę kiedyś poznamy? A może nie? Bartłomiej Sienkiewicz: Ja sądzę, że to jest taki rodzaj tajemnic, które będą przedmiotem jeszcze wielu sensacyjnych książek i programów, ale nie sądzę, żebyśmy mieli pełną jasność. RMF: Nie udało nam się porozmawiać o gazie rosyjskim dla Zachodniej Europy. Pewnie wrócimy do tego innym razem...