Linia sporu przebiega pomiędzy zwolennikami podboju kosmosu bezpośrednio przez człowieka, a tymi, którzy uważają, że równie dobrze nadają się do tego maszyny. Ci drudzy ostrzegają, że skierowanie pieniędzy i starań wyłącznie w stronę lotów załogowych grozi m.in. zahamowaniem programów na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, które nie dotyczą człowieka, opóźnią prace nad następcą teleskopu Hubble'a i zmniejszą zainteresowanie bezzałogowym programem badań Układu Słonecznego. Zwolennicy wysłania człowieka na Księżyc i Marsa twierdzą z kolei, że tylko tak ambitne zadanie może zmobilizować młode pokolenie do nauki - wyznaczyć nowy cel, który poruszy wyobraźnię Amerykanów. Jeśli to nie przekona sceptyków, entuzjaści załogowych lotów mają w zanadrzu jeszcze jeden argument - a co będzie, jeśli Chińczycy nas wyprzedzą?