44-letni Wojciech Cz. pseudonim "Focus" został zastrzelony z pistoletu maszynowego w marcu 2004 r. w warsztacie samochodowym na warszawskim Bemowie. Policja ustaliła, że były to przestępcze porachunki gangsterów z tzw. grupy błońskiej, mającej na swym koncie handel bronią i narkotykami, napady, wymuszenia rozbójnicze i kradzieże. Oskarżeni o zabójstwo zostali Patrycjusz P., Andrzej L., Andrzejowi M. oraz Paweł M. Podsądni usłyszeli też zarzuty nielegalnego posiadania broni. Wszyscy są aresztowani. Za zabójstwo z bronią groziła im kara 25 lat więzienia albo dożywocie. Taka sankcja groziła za tę zbrodnię do 22 kwietnia 2009 r. Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie - po 25 lat więzienia dla zabójców - zapadł jednak 23 kwietnia. Tego dnia w Dzienniku Ustaw zostało opublikowane zapadłe kilka dni wcześniej orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który uchylił moc obowiązującą paragrafu sankcjonującego zabójstwo z bronią w ręku na poziomie 25 lat więzienia lub dożywocia. TK uznał, że takie ograniczenie swobody sędziowskiego wymiaru kary narusza konstytucję. Wynika z tego, że od 23 kwietnia 2009 r. zabójstwo z bronią jest sankcjonowane tak samo jak inne morderstwa. Grozi więc za nie kara od 8 do 15 lat, 25 lat więzienia albo dożywocie. Tego dotyczyła zasadnicza część kasacji obrońców skazanych, które we wtorek rozpoznał Sąd Najwyższy. - Nie można nikogo skazywać za przestępstwo, które nie istnieje, to błędna kwalifikacja prawna - podkreślał mec. Grzegorz Majewski, obrońca Patrycjusza P. Broniąca Andrzeja M. mec. Małgorzata Osiejewicz także przekonywała, że takie skazanie jest niedopuszczalne. Adwokaci domagali się uchylenia wyroków 25 lat więzienia i ponownego rozpoznania sprawy w sądzie I instancji. Wskazywali też na inne uchybienia proceduralne, jakich miały się dopuścić sądy w tej sprawie. Wniosek o uchylenie wyroku z powodu złej kwalifikacji prawnej i wymiaru kary poparła we wtorek Prokuratura Generalna. SN uwzględnił kasację i uchylił wyroki skazujące - także wobec tych gangsterów, którzy nie złożyli kasacji. - Sąd Okręgowy orzekał, gdy przepis, który przyjął za podstawę skazania, już nie obowiązywał - przyznał w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia SN Eugeniusz Wildowicz. Zarazem SN zauważył, że już w listopadzie 2009 r. błąd I instancji mógł naprawić Sąd Apelacyjny w Warszawie, który jednak tego nie uczynił. - Także obrońcy oskarżonych nie zauważali wtedy tego błędu - być może nie chcieli go wtedy dostrzec - dodał.