Wszystko wskazuje na to, że na akty własności przyjdzie mieszkańcom czekać jeszcze wiele miesięcy. Wszystko zależy od developera, który za dwuletnie opóźnienia wini urzędników miejskich. Według niego przekazali oni błędny wypis z ewidencji gruntów, a bez tego sąd nie może wydać aktów własności. Mieszkańcy twierdzą, że winny jest developer, bo dostał pozwolenie na budowę jednego budynku, a teraz chce wydzielić 18 części, czyli każdą klatkę schodową osobno. - Jesteśmy bezsilni. Wobec żadnej instytucji nie jesteśmy stroną w sprawie. Jeśli developer zbankrutuje my zostaniemy na lodzie - powiedziała reporterowi RMF FM jedna z mieszkanek bloku przy ul. Nowoursynowskiej. Niestety to kolejny raz, gdy w zaklętym kręgu sądowo-urzędniczo-developerskim cierpią zwykli ludzie, a wszyscy rozkładają ręce zamiast im pomóc. Słuchaj Faktów RMF.FM