Najczęściej do starć dochodziło między policjantami a pseudokibicami. Nocne zamieszki w Zielonej Górze, gdzie - przypomnijmy - pod kołami nieoznakowanego policyjnego busa zginął 23-latek, to nie pierwsza na przestrzeni kilku lat tak gwałtowna reakcja na działania policji. Chcieli odwetu za śmierć kibica Przykładów można byłoby podać kilkanaście - we wrześniu 2005 roku w Mielcu, na Placu Centralnym, zebrała się około 500-osobowa grupa chuliganów, którzy chcieli "wziąć odwet na policji za śmierć kibica". Tłum przemaszerował przez miasto w stronę komendy policji - w stronę funkcjonariuszy poleciały kamienie, zniszczono także radiowozy, a policja zatrzymała około 60 osób. Do zamieszek doszło, gdyż pseudokibice oskarżali policję o śmierć kibica, który dzień wcześniej, podczas brawurowej jazdy na motocyklu, uciekał przed policją i zderzył się z autobusem, w którym jechali kibice na mecz Stali Mielec z Siarką Tarnobrzeg, konwojowani przez policyjne radiowozy. 13-latek zginął od uderzenia pałką W kolejnych latach cały czas dochodziło do - większych lub mniejszych - burd z udziałem pseudokibiców, najgłośniej było jednak o wydarzeniach w Słupsku, do których doszło w styczniu 1998 roku. Zmarł wtedy 13-letni Przemek Czaja, który wracał wraz z innymi kibicami z meczu koszykówki Czarnych Słupsk i został uderzony - podczas interwencji funkcjonariuszy - policyjną pałką w głowę. W mieście doszło do dwudniowych zamieszek, które podsycał fakt, iż policja sugerowała, iż chłopiec podczas ucieczki uderzył w słup trakcji trolejbusowej i dlatego zginął. Sprawa została - po prawie ośmiu latach od tragedii - rozstrzygnięta w sądzie. Policjant, którego uznano za winnego śmierci chłopca, został skazany na 8 lat więzienia, ale odbył tylko połowę kary, bo uzyskał warunkowe zwolnienie ze względu na zły stan zdrowia, a rodzice Przemka otrzymali 300 tys. zł odszkodowania za śmierć syna. Tragiczna pomyłka policji Kolejną sprawą z udziałem policji, która odbiła się głośnym echem w mediach, była śmierć 19-letniego Łukasza T., który został postrzelony w kwietniu w 2004 roku podczas policyjnego pościgu w Poznaniu. Funkcjonariusze podejrzewali, że kierowanym przez 19-latka samochodem jedzie groźny, poszukiwany przez nich przestępca. Gdy auto nie zatrzymało się na wezwanie funkcjonariuszy, ci oddali do niego kilkadziesiąt strzałów. Jak się okazało, policjanci pomylili się - za ich pomyłkę zapłacił jednak życiem 19-latek, a jego kolega Dawid L., który z nim jechał, został ciężko ranny i do końca życia będzie kaleką. Sprawa znalazła oczywiście finał w sądzie. Prawomocny wyrok zapadł 28 września tego roku. Czterej policjanci zostali uniewinnieni - sąd stwierdził bowiem, że użyli broni zgodnie z przepisami, przyznał jednak, że popełniono błędy przy zabezpieczaniu miejsca zdarzenia i śladów w miejscu strzelaniny. Rannemu Dawidowi zostało przyznane 900 tys. zł odszkodowania i comiesięczna renta w wysokości 2 tys. złotych. Zamiast gumowych kul, użyli ostrej amunicji Siedem lat temu Polską wstrząsnęła tragedia, do której doszło w maju 2004 roku podczas Juwenaliów w Łodzi. Na osiedlu studenckim Uniwersytetu Łódzkiego grupa chuliganów wywołała zamieszki - napastnicy obrzucili policjantów m.in. butelkami i kamieniami. Interweniujący policjanci, w wyniku pomyłki, oprócz gumowych kul, użyli sześciu sztuk ostrej amunicji. Postrzelone zostały trzy osoby, dwie z nich - 23-letnia Monika i 19-letni Damian - zmarły. Kilkadziesiąt osób w trakcie zajść odniosło lżejsze obrażenia, uszkodzonych zostało 10 radiowozów. Po tragicznych wydarzeniach prezydent Łodzi ogłosił trzydniową żałobę w mieście, a główną ulicą - Piotrkowską - przeszedł kilkutysięczny marsz milczenia. Stanowiska stracili m.in. ówczesny komendant wojewódzki i miejski policji w Łodzi. Policja popełniła poważne błędy Specjalny zespół powołany przez kolejnego szefa łódzkiej policji uznał, że policja popełniła poważne błędy na etapie planowania zabezpieczenia Juwenaliów - m.in. funkcjonariuszy było za mało, byli niedostatecznie wyposażeni, a dowodzący akcją nie miał doświadczenia. Przed sądem stanęły trzy osoby - najwyższą karę sąd wymierzył byłemu oficerowi dyżurnemu sekcji ruchu drogowego Romanowi I., został on skazany na rok i 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na cztery lata, za winną uznana została także policjantka Małgorzata Z., skazana na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, sprawa trzeciego z oskarżonych, Radosława S., ponownie trafiła do Sądu Okręgowego w Łodzi i wciąż czeka na rozstrzygnięcie. Kilka miesięcy po zamieszkach policja zawarła ugody z rodzinami zastrzelonych osób i wypłaciła odszkodowania w wysokości około 230 tys. i 200 tys. zł. Natomiast sąd po długotrwałym procesie zdecydował, że ponad 30 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania policja ma zapłacić też 23-latkowi, który podczas zamieszek został raniony gumową kulą w twarz. Przeszedł on operację połączoną z plastyką twarzy. Nigeryjczyk nie żyje - śledztwo trwa Głośno było także o wydarzeniach, do których doszło 23 maja 2010 roku, podczas kontroli policji na bazarze w okolicy budowy Stadionu Narodowego w stolicy. Śmiertelnie postrzelony został wtedy - podczas szamotaniny z policjantem - 36-letni Nigeryjczyk Maxwell Itoya. Sprawa wzbudziła wiele kontrowersji - rozbieżne były bowiem relacje świadków zdarzenia - a zaraz po tragicznym zajściu doszło do zamieszek w Warszawie, po których zatrzymano 32 osoby. Śledztwo trwa - prokuratura wciąż bada, czy funkcjonariusz przekroczył swoje uprawnienia. Opracowanie: Ewa Mickiewicz