Małgorzata Gleń, szefowa oświęcimskiej redakcji Gazety Krakowskiej, której podlega oddział wadowicki, powiedziała, że urządzenie znalazł dziennikarz w dotychczas zajmowanym pomieszczeniu podczas przeprowadzki do nowej siedziby. Miało to miejsce niespełna miesiąc temu. Nie wiadomo w jakich okolicznościach i kiedy trafiło do redakcji. Jak dodała urządzenie zostało poddane analizie. Fachowcy orzekli, że może służyć do podsłuchu. W jednym z artykułów na temat "<a class="textLink" href="https://zielona.interia.pl/raporty/news-spia-z-nami-w-lozkach-ale-ich-nie-widac-pomoze-tylko-jeden-s,nId,7279305" title="pluskwy" target="_blank">pluskwy</a>" Gazeta Krakowska zacytowała jednak szefa krakowskiego salonu Spy Shop Waldemara Patriasa, który zwrócił uwagę na słabą jakość zasilającej ją baterii. Było to zwykłe ogniwo węglowo-cynkowe. Zasilane w ten sposób urządzenie mogłoby działać zaledwie jeden dzień. Wieloletni dziennikarz wadowickiego oddziału Gazety Krakowskiej, a obecnie właściciel lokalnego portalu informacyjnego wadowice24.pl, Marcin Płaszczyca, nie wierzy, aby był to podsłuch. "Widziałem zdjęcie urządzenia. Choć nie jestem ekspertem, to jednak w moim przekonaniu jest to zwykły mikroport, który prawdopodobnie zostawił w redakcji któryś z dziennikarzy telewizyjnych lub radiowych w 2005 roku" - powiedział w rozmowie z PAP. Okna dotychczasowej redakcji Gazety Krakowskiej wychodzą na wadowicki rynek, na którym gromadziły się rzesze wiernych, gdy w 2005 roku umierał papież Jan Paweł II. Z nich doskonale można było obserwować wszystkie wydarzenia. Wielu dziennikarzy korzystało wówczas z gościny Gazety. "Po tamtych wydarzeniach znajdowałem w redakcji słuchawki, baterie, mikroporty" - dodał. Płaszczyca zwrócił też uwagę na rodzaj użytych baterii. "Któż chciałby podsłuchiwać przez zaledwie kilka godzin?" - pytał. Prokurator rejonowy z Wadowic Jerzy Utrata powiedział, że śledczy zbadają sprawę. Sprawdzą, czy faktycznie urządzenie służy do podsłuchu, a także to, kto mógł je pozostawić w pomieszczeniu. Zbadają też stan baterii. Jak dodał, prokuratura jeszcze nie otrzymała urządzenia, ale redakcja w każdej chwili może je przekazać. Za założenie nielegalnego podsłuchu można trafić do więzienia nawet na 2 lata.