- Rodzina, bliscy, wszyscy dzwonią i się pytają. Wszyscy żyją naszym dzieckiem - mówi TVN24 mama chłopca. - Cały czas odbieram telefony, odpisuję na sms-y. Każdy się pyta, każdy chce wiedzieć, czy jest dobrze i czy będzie lepiej - zaznacza. Rodzice - w rozmowie z TVN24 - podkreślają, że ich syn zawsze był zdrowy i rzadko chorował. Przypomnijmy: 2-letni Adaś, który przebywał pod opieką babci, wyszedł z domu w nocy z soboty na niedzielę. Najprawdopodobniej lunatykował. Nieprzytomne dziecko znaleziono 600 metrów od domu. Chłopiec z hipotermią został przewieziony do szpitala, był wychłodzony do 12,7 stop. C. Dziecko, które od niedzieli było w śpiączce farmakologicznej, zostało wybudzone w środę. Lekarze bardzo ostrożnie wypowiadali się na temat stanu jego zdrowia, sugerując, że wychłodzenie organizmu mogło doprowadzić do uszkodzeń narządów wewnętrznych. Dzisiaj podczas konferencji prasowej kierownik Kliniki Kardiochirurgii w szpitalu w Prokocimiu Janusz Skalski mówił, że "wszystko jest na dobrej drodze, a stan dziecka się wyraźnie poprawia". Podkreślił, że organy funkcjonują dobrze, choć nie wiadomo, w jakim stanie jest mózg dziecka. - Pozostaje kwestia powrotu dobrego stanu intelektualnego. Dziecko porusza rączkami i nóżkami, otwiera też oczka - relacjonował lekarz.