Na pikietę przyszło też kilkunastu zwolenników Izraela z hasłem "Solidarni z Izraelem". Przynieśli ze sobą flagi tego państwa. Obie strony rozmawiały w spokoju. - Zebraliśmy się tutaj, aby wyrazić nasze potępienie dla Izraela, który od kilkunastu dni atakuje i zabija niewinnych ludzi w Strefie Gazy - mówił jeden z organizatorów demonstracji, Palestyńczyk Omar Faris. - Chcemy zwrócić też uwagę na milczenie w tej sprawie elit politycznych - dodał. Jak podkreślił, wydarzenia w Strefie Gazy są sprawą nie tylko Palestyńczyków, ale całej ludzkości. Uczestnicy demonstracji zapalili świeczki i znicze, z których u stóp pomnika Adama Mickiewicza ułożyli napis "Gaza". Mieli ze sobą polskie i palestyńskie flagi. Skandowano "Wolna <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-palestyna,gsbi,2665" title="Palestyna" target="_blank">Palestyna</a>", "Stop okupacji Palestyny". Omar Faris namawiał zebranych do przyłączenia się do międzynarodowej kampanii mającej na celu zebranie miliona podpisów, aby wszcząć proces przeciwko przywódcom izraelskiej ofensywy w Strefie Gazy. Kampanię organizuje na całym świecie Stowarzyszenie Palestyńskie Praw Człowieka "RASED". Po zebraniu miliona podpisów stowarzyszenie chce złożyć pozew w Międzynarodowym Trybunale Karnym w Hadze. Izrael utrzymuje, że trwająca od blisko dwóch tygodni operacja wojskowa w Strefie Gazy, w której śmierć poniosło ponad 700 Palestyńczyków, a 3100 zostało rannych, jest odpowiedzią na ataki rakietowe Hamasu, prowadzone z terenu Strefy Gazy.