Lotnicy zostali pochowani z honorami w wojskowej części Cmentarza Rakowickiego. 23 stycznia w katastrofie pod Mirosławcem zginęło 20 zawodowych żołnierzy Sił Powietrznych. Trumny z ciałami trzech lotników z 13. Krakowskiej Eskadry Lotnictwa Transportowego rano zostały wystawione w Bazylice Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach. Na każdej złożono biało-czerwona flagę i oficerską czapkę. We mszy żałobnej uczestniczyły rodziny, przyjaciele i koledzy lotników, minister obrony Bogdan Klich oraz przedstawiciele władz Krakowa i Małopolski. - Wierzymy głęboko, że ostatni lot, dramatyczny upadek samolotu i gwałtowne zetknięcie się z ziemią naszych dwudziestu braci było równocześnie ich wzniesieniem się w Bożą przestrzeń życia, które nie ma kresu - powiedział w homilii kard. Stanisław Dziwisz, który przewodniczył mszy żałobnej. "Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga". Wierzymy, że to On poniósł ich dusze - niczym na skrzydłach orlich i przywiódł je do siebie, do swojego królestwa życia i miłości. Niech ta wiara i ta nadzieja podtrzymuje nas samych w naszym wędrowaniu po ziemi - mówił metropolita krakowski. Rodziny zmarłych lotników symbolicznie żegnały swoich bliskich dotykając trumien okrytych polskimi flagami. Kondukt w asyście wojskowej przejechał ulicami miasta na Cmentarz Rakowicki. - Byli asami naszych Sił Powietrznych, żołnierzami wielkiego ducha i wielkiego serca. Służyli Polsce z prostotą i skromnością, na co dzień dając dowody swojej odpowiedzialności i rzetelności. Wielką niesprawiedliwością losu jest, że właśnie tacy ludzie musieli odejść przedwcześnie - mówił podczas pogrzebu minister obrony narodowej Bogdan Klich. Jak mówił dowódca Sił Powietrznych gen. broni Andrzej Błasik, trudno pogodzić się z tym, że okrutna śmierć zabrała lotników "doświadczonych prawych i szlachetnych". - Ta wielka, niespodziewana i niepowetowana strata uświadamia nam jak kruchy i ulotny jest człowieczy los - mówił gen. Błasik. Dodał, że żegnani żołnierze wiele razy wykonując dalekie, niebezpieczne loty na rzecz polskich kontyngentów wojskowych na Bałkany, do Iraku czy Afganistanu zawsze szczęśliwie wracali na macierzyste lotnisko w Balicach. - Niestety z rutynowego lotu po własnym kraju nie było im dane powrócić szczęśliwie - powiedział gen. Błasik. Minister obrony i dowódca Sił Powietrznych zapewnili, że rodzin zmarłych zostaną otoczone właściwą opieką. - To jeszcze nie był Was czas. Jeszcze nie teraz. Mieliście przed sobą sukcesy, radości i marzenia. Nie przygotowaliście nas na tę śmierć, chociaż tak naprawdę na śmierć nie można się przygotować. Ja pragnę Was zapewnić, że dla nas nie umrzecie nigdy, będzie żyć w naszej pamięci, będziecie pełnić nadal teraz już wieczną służbę - żegnał swoich podwładnych dowódca 13. Krakowskiej Eskadry Lotnictwa Transportowego ppłk. Leszek Leśniak. W uroczystości uczestniczył także dowódca 3 Brygady Lotnictwa Transportowego w Powidzu gen. bryg. Adam Świerkocz. Żołnierzy żegnano salwą honorową, a orkiestra wojskowa odegrała "Marsz lotników" i melodię "Śpij kolego". Technik pokładowy ppłk Jarosław Haładus był absolwentem WAT i AGH. Miał żonę i 16-letnią córkę. Kpt. Michał Smyczyński pseud. "Smyk" - podczas lotu do Mirosławca drugi pilot - ukończył Wyższą Szkołę Oficerską Sił Powietrznych w Dęblinie, służył najpierw w 7. Eskadrze Lotnictwa Taktycznego w Powidzu, a od 2004 r. w 13. Eskadrze Lotnictwa Transportowego w Krakowie, zostawił żonę i małą córkę. Chor. Janusz Adamczyk - na pokładzie rozbitej CASY technik załadunku - początkowo służył jako technik naziemny, latał od 2005 r., miał żonę i kilkuletniego syna. W środę - W Warszawie, Łodzi i podwarszawskim Józefowie - odbywają się również pogrzeby trzech innych oficerów, którzy zginęli w katastrofie CASY.