Kontuzja, zabiegi, rehabilitacja. Powrót do gry, po pół roku kolejny uraz. Znów operacje, znów okres rehabilitacji. Tomek Nowakowski, cieszący się dużym uznaniem nowosolskich kibiców piłki nożnej, powoli wraca do dyspozycji. Po trudnych dwóch latach wierzy, że w końcu pech odstąpi. Cierpkie Walentynki 14 lutego 2007. Arka pod wodzą Wojciecha Drożdża przygotowuje się do rundy rewanżowej sezonu 2006/2007 3grupy III ligi. Nasi piłkarze grają mecz kontrolny z juniorami Lechii Zielona Góra na boisku w Zielonej Górze. - Gość niefortunnie spadł mi całym ciężarem ciała na prawą nogę, noga wypadła mi ze stawu kolanowego. Po wstępnych diagnozach okazało się, że mam zerwane więzadła krzyżowe przednie, naderwane poboczne, pęknięcie łękotki przyśrodkowej i naruszenie rzepki - wspomina T. Nowakowski. Czym są więzadła? Najprościej mówiąc to od nich zależy stabilność kolana. Więzadła łączą kość udową z kością piszczelową. Jeśli ulegają zerwaniu, noga ucieka w stawie, po prostu nie działa, kości nie trzymają się ze sobą. Po takim urazie są dwie drogi. Albo człowiek daje sobie spokój ze sportem i próbuje jako tako zaleczyć uraz, by w ogóle móc chodzić, albo chcąc być nie tylko pełnosprawnym, ale i myśląc o powrocie na boisko szuka specjalisty, który jest w stanie naprawić kolano. Tomek znalazł lekarza w prywatnym gabinecie w Poznaniu. - Lekarz uznał, że konieczna będzie operacja polegająca na rekonstrukcji tych więzadeł. 16 marca w prywatnej klinice miałem zabieg usunięcia starych więzadeł i wyczyszczenie kolana. Po miesiącu miałem kolejny zabieg w Wojewódzkiej Klinice w Poznaniu, wtedy odbyła się rekonstrukcja więzadeł krzyżowych - opisuje piłkarz Arki. Okres rekonwalescencji miał trwać 8 miesięcy. Po pół roku rehabilitacji w Nowej Soli i Bytomiu Odrzańskim Tomek zaczął powoli trenować. Do piłki wrócił w październiku 2007. Powtórka z niefarta - Pojechałem potem na obóz, przygotowałem się bardzo solidnie, wszystko wskazywało na to, że będzie dobrze. Zagrałem wszystkie spotkania w rundzie wiosennej, wtedy trenerem był Zbigniew Smółka. Do czerwca grałem wszystkie spotkania. I przyszedł kolejny feralny dzień - opowiada T. Nowakowski. Piętnasta minuta meczu Skalnik Gracze - Arka Nowa Sól. Ciężkie, grząskie boisko. Tomek opisuje, że poczuł trzask w kolanie i silny ból. Wywrócił się, poczuł, że w stawie coś przeskakuje. Wpada do bramki i jeszcze broni wyniku biorąc na siebie strzał rywala. Nie jest w stanie kontynuować gry. - Tego samego dnia kolano spuchło, po dwóch dniach poszedłem do lekarza, który nie stwierdził żadnego urazu. Nic nie wykazało zdjęcie. Udało mi się przez szpital w Nowej Soli zorganizować badanie rezonansem magnetycznym w Zielonej Górze. Dopiero to badanie ujawniło, co się stało - wspomina Tomek. A wyniki badania wskazywały na uszkodzoną łękotkę. Nowakowski z dokumentacją medyczną pojechał do Poznania, do lekarza, który przeprowadził dwa poprzednie zabiegi. Lekarz stwierdził jedynie, że trzeba usunąć łękotkę. Zaproponował operację w swoim gabinecie. Koszt - 4000zł. - W tym momencie nie miałem takich pieniędzy. Zdecydowałem, że zabiegowi poddam się w szpitalu w Nowej Soli - mówi Nowakowski. Cel był jasny. Usunąć łękotkę. To niezbyt skomplikowany zabieg. Jednak na stole operacyjnym okazało się, że są porwane więzadła. - Ten uraz był wcześniej niewidzialny, więzadła tak się ułożyły, że ich uszkodzenia nie wykryło ani prześwietlenie, ani rezonans - wspomina Tomek. Te same więzadła, które miał założone w marcu 2007, wytrzymały trochę ponad rok. Kopia tej samej, ciężkiej kontuzji. Lekarz w Nowej Soli zoperował łękotkę, polecił, by więzadła znów operować w Poznaniu. Znów kierunek Poznań - Pojechałem z całą dokumentacją do Poznania. Obaj lekarze skonsultowali się telefonicznie. Lekarz z Nowej Soli opowiedział, jak to wszystko wygląda, co zostało zrobione, co trzeba zrobić. Lekarz w Poznaniu najpierw proponował przeszczepienie więzadła ze zdrowego kolana do chorego. Po namyśle stwierdził jednak, że po co osłabiać zdrowe, żeby podleczyć chore. Zdecydował, że wpisze mnie do kolejki oczekujących na więzadło z Francji - opowiada Tomek. Lekarz miał dostać pięć takich więzadeł. Tylko pięć. Miało się odbyć tylko pięć pokazowych operacji w Poznaniu. Nowakowski czekał na więzadło najlepszego sortu. To plecionka Lars. Więzadło wykonane z syntetycznego, oczyszczonego, opatentowanego poliestru, mocniejsze od naturalnych. Bardzo elastyczne, pozwalające szybko wrócić do zdrowia. Takie więzadło ma między innymi Jacek Krzynówek. Gdyby nie to, że lekarz wpisał go na listę, podobna operacja kosztowałaby 16 000 zł. - 18 listopada miałem zabieg, przez tydzień leżałem w szpitalu. Usunął mi stare implanty więzadeł z kości (więzadło przykręca się do kości śrubami - dop. red.). Powiedział, że po 4 miesiącach mogę wrócić do treningu. Co dwa tygodnie jeździłem do Poznania na konsultacje, lekarz zlecał mi również odpowiednie zabiegi i ćwiczenia. Dziś jestem na etapie siłowni, mięsień wraca do swojej postaci - mówi piłkarz. - Lekarz mówił, że mogę wrócić w marcu, kwietniu do piłki - podsumowuje Tomek Nowakowski. - Wtedy zamierzam wrócić. Będę na całkiem innym etapie przygotowania. Nie planuję wrócić do gry w tej rundzie, nie jestem kompletnie przygotowany, odstaję od reszty pod każdym względem. Muszę się odbudować. Nie widzę, żeby trener widział we mnie jakieś wsparcie dla zespołu wiosną. Do pełnej dyspozycji, do gry, planuję wrócić w nowym sezonie. Marek Grzelka