Ksiądz Tomasz Winogrodzki ma 36 lat, od czterech lat jest wikariuszem w parafii św. Krzyża w Zamościu. Oprócz codziennych obowiązków wynikających z bycia księdzem, dużo czasu przeznacza na sport. To jego pasja i stara się ją realizować. Jak się okazuje, z całkiem niezłym skutkiem. Oprócz piłki nożnej, gra w tenisa stołowego, również z sukcesami, choć jak mówi lepiej wychodzi mu jednak "nożna". - Mam pasję i wiele energii i próbuje ją jakoś pożytecznie wykorzystać. Chyba mi się to udaje - zadaje retoryczne pytanie. Kiedyś jeden z jego uczniów (na lekcji religii) zażartował, że ksiądz został ożeniony z Kościołem, a w piłce nożnej upatrzył sobie kochankę. Do końca tak nie jest, bowiem główną jego misją pozostaje nadal ewangelizacja, a na uczestnictwo w zajęciach sportowych otrzymał zgodę władz kościelnych. Na uczestnictwo w Mistrzostwach Europy musiał mieć zgodę biskupa i taką otrzymał od ordynariusza diecezji zamojsko - lubaczowskiej - bp Wacława Depo. Jego przygoda z reprezentacja Polski rozpoczęła się przed rokiem. Został "zauważony" podczas Mistrzostw Polski księży rozgrywanych w Będzinie. Diecezja zamojsko - lubaczowska zajęła wówczas pierwsze miejsce, a Tomasz Winogrodzki zdobył tytuł króla strzelców. Później były powołania na mecze kadry i teraz to najważniejsze na Mistrzostwa Europy. - Było to niesamowite przeżycie. Spotkać się z księżmi z różnych europejskich krajów, porozmawiać, wymienić poglądy, uczestniczyć we wspólnych nabożeństwach łacińskich. Co zauważyłem? Że tam rzadko który ksiądz chodzi w sutannie, większość zadawala się jedynie koloratką - wspomina. Wiadomo, że rywalizacji sportowej towarzyszą emocje, nierzadka złe. Oglądając rozgrywki sportowe można zauważyć wiele złośliwości, wiele fauli bez piłki, fauli taktycznych... Często zawodnikom puszczają nerwy. - W Portugalii staraliśmy się nie faulować. Może wynikało to z przepisów, cztery faule - rzut karny, a może z tego, że jednak nie jesteśmy zawodowcami i łatwiej nam trzymać emocje na wodzy. Jak sfaulowaliśmy, zaraz przepraszaliśmy, ale złośliwości na pewno nie było. Panowaliśmy nad tym - opowiada ks. Tomasz. Ale w meczu finałowym emocje mogły wziąć górę. Polska grała przeciwko drużynie gospodarzy, którą dopingowali kibice zebrani w dużej liczbie. Przyszło dużo osób młodych, uczniowie miejscowych szkół, trochę osób starszych. Były okrzyki, wrzaski, tłuczenie w bęben. Słowem prawdziwy doping. Niestety atmosferę podgrzewali sędziowie, którzy za wszelką cenę chcieli pomóc gospodarzom. Sprezentowali im aż 4 rzuty karne. Na szczęście na nic im się to nie zdało, a ks. Tomasz i spółka nie dali się sprowokować, powtarzali sobie "spokojnie, gramy swoje". I ta metoda okazała się być skuteczną. Wracając na nasze podwórko... Jeśli ktoś chciałby zobaczyć ks. Tomasza jak gania za piłką, nie powinno być z tym najmniejszego problemu. Jest zawodnikiem grającej w zamojskiej okręgówce Omedze Stary Zamość. To oczywiście w rozgrywkach świeckich. Natomiast w rozgrywkach księży, będzie można mu kibicować już za kilka tygodni, bowiem w kwietniu Zamość będzie gospodarzem Mistrzostw Polski w Piłce Halowej. Ks. Tomasz traktuje sport, uczestnictwo w różnych rozgrywkach, jako środek ewangelizacji. Odkąd występuje w Omedze zmieniło się zachowanie drużyny, przede wszystkim w szatni. Zawodnicy już nie "rzucają mięsem" jak im coś nie wychodzi. To dzięki jego osobie, przez wzgląd na osobę księdza. Wystarczy, że jest pośród nich. Bo przecież wcale na te tematy nie rozmawiali, do niczego nikogo nie namawiał. Autor: wald