Melomanom oklaskującym wykonawców na bis po raz szósty czy siódmy przybył niepowtarzalny wieczór muzyczny, taki, co zdarza się tylko raz. "Namysłowiakom" przybyła pewność, że zagrają wszystko pod dyrekcją najlepszych dyrygentów. To była wyszukana oferta koncertowa. Brawurowym wykonaniem "Marsza florenckiego" J. Fučika Maciej Niesiołowski zyskał przychylność zamojskiej publiczności szczelnie wypełniającej salę widowiskową ZDK. Po gromkich oklaskach dyrygent i zarazem showman przepraszał za głos - musi mówić nisko, niedyspozycja głosowa. - Pierwszą operą napisaną przez Gaetano Donizetii dla miasta Wiednia była "Linda di Chamonix". Prapremiera odbyła się w 1841 r. Zainteresowanie było ogromne. Na premierę przybył sam cesarz Ferdynand I z małżonką i dworem. Bilety wykupiono przed terminem, mnóstwo ludzi odeszło z kwitkiem od kasy. Operę przyjęto entuzjastycznie. To były czasy - westchnął dyrygent i kontynuował. Wykonawców i kompozytora po wykonaniu wywoływano siedemnaście razy. Najsłynniejszej arii Lindy "O luce di quest'anima" jeszcze wówczas nie było. Kompozytor napisał ją później dla śpiewaczki, którą wielbił. Wstęp do arii, aria - miła i wesoła aria Lindy w języku oryginału, czyli po włosku wykona solistka Gliwickiego Teatru Muzycznego - Anita Maszczyk. Ujmujący głos, zjawiskowa uroda Anity Maszczyk to ozdoba każdego koncertu. I kolejna opowieść Macieja Niesiołowskiego. Kiedy chodził na konkursy, to na korytarzu szkoły wisiały portrety kompozytorów. Wisiał tam portret kompozytora, który kojarzył się niezmiennie z pewnym myślicielem, filozofem nazwiskiem Karol Marks. Doprawdy - mówił dyrygent - kompozytor niemiecki Johannes Brahms, dokładnie wyglądał tak samo - broda, poważne spojrzenie. Brahms zdecydowanie lepiej zapisał się w historii - muzyki. Napisał m.in. kilkadziesiąt tańców węgierskich, na różne składy - fortepian, fortepian na cztery ręce. Później on sam albo inni kompozytorzy instrumentowali je na orkiestrę. Dziś, chyba najsłynniejszy z Tańców węgierskich, oznaczony numerem 5 w tonacji g-moll. To taki zwyczajowy bis orkiestry symfonicznej. My jeszcze nie kończymy - Taniec węgierski g-moll Brahms. Rozległy się zasłużone oklaski. - Ja myślałem, że będę Państwa musiał uczyć oklasków, bo mam taką metodę. Powiem w zaufaniu, że się sprawdza. To metoda na stojącą owację. Skrajne osoby w pierwszym rzędzie - pan i pan mają kawałek materiału, rodzaj transparentu, może być kawałek prześcieradła i w odpowiednim momencie podnoszą to na wysokość oczu pierwszego rzędu. Pierwszy rząd wstaje a za tym idzie reszta i... za tym poszły oklaski. A druga jeszcze prostsza metoda: na końcu koncertu należy zagrać "Hymn narodowy". Żarty - jak to u Niesiołowskiego. - Drodzy Państwo - wielka postać muzyki rosyjskiej z drugiej połowy XIX w. - Anton Rubinstein. Był kompozytorem. Melodia F-dur op. 3 nr 1. Melodię - zapewniał - większość Państwa zna. Nieraz można sobie nucić, pogwizdywać przy domowych pracach. Ale nikt nie kojarzy tego, więc skojarzmy go. Oklaski wysoko oceniły zagranie utworu Rubinsteina, a dyrygent upewniał się, czy melodia znana jest publiczności - następnie kontynuował konferansjerkę. - Sala ZDK, jej konstrukcja przypomina mi salę Teatru w Słupsku. Takie same wejścia, garderoby w takim samym stanie. Opis wywołał burzę oklasków. Kiedyś byłem tam na koncercie z aktorem. Były Walentynki. W przerwie koncertu ludzie pisali listy do nas, myśmy je czytali. Wyszedł Siudym, zaśpiewał "arię ze śmiechem". Brawa, brawa. Wziął kartkę i zaczął czytać: "Kochany panie dyrygencie. Kocham pana straszną miłością... ale nie mogę nic powiedzieć, bo siedzę w ostatnim rzędzie koło męża". Znam Marka, coś mi szykuje - pomyślałem. Postanowiliśmy zobaczyć tą panią. Prosimy światła na widownię, patrzymy obaj na ostatni rząd, a Siudym mówi - tam same chłopy siedzą. Odpowiedzią widowni były oklaski. - Drodzy Państwo - teraz było już merytorycznie - kompozytor francuski z Normandii, kiedyś bardzo popularny, Daniel F. E. Auber. W 1837 r. jego premierę wystawiano w Płocku, w Warszawie dopiero po 33 latach w Teatrze Wielkim za dyrekcji S. Moniuszki. Dziś "Manon Lescaut", opera w trzech aktach, a z nich tzw. kuplety Manon, czyli "Piosnka śmiechu". Bardzo delikatna, trzyzwrotkowa, aria - Anita Maszczyk. Delikatne a wspaniałe wykonanie.