- To wyglądało makabrycznie. Citroen wisiał jakiś metr nad ziemią. Od razu wiedziałem, że kierowca nie żyje. Nawet nie podchodziłem - opowiadał "Kurierowi Lubelskiemu" Józef S., który wezwał pogotowie ratunkowe na miejsce wypadku. Kierowca drugiego samochodu widział śmierć swojego kolegi. - Po wypadku był w szoku. Nie było z nim żadnego kontaktu, tylko siedział pod płotem i nic nie mówił. Pogotowie zabrało go do Abramowic - opowiada Kurierowi policjant, który był na miejscu tragedii. Tragedia wstrząsnęła środowiskiem lubelskich tunerów i fanów motoryzacji. - Od blisko dwóch lat staramy się w jakiś sposób zapanować nad młodymi kierowcami - mówi szef jednego z lubelskich klubów tuningowych. - Bezskutecznie. Na legalnie organizowane wyścigi nie przyjeżdża prawie nikt oprócz nas. Młodych to nie interesuje. Oni chcą robić coś wbrew prawu. Imponować przekraczaniem prawa, łamaniem dozwolonych reguł. Więcej w jutrzejszym wydaniu "Kuriera Lubelskiego".