... ma własne mieszkanie, paczkę przyjaciół i plany na przyszłość. Emilka* miała mamę, której ciągle brakowało czasu. Był bunt, papierosy, potem policja, sąd i placówka opiekuńcza. Teraz ma ciekawą pracę i wiele spełnionych marzeń. Mama Karoliny wzięła dzieci za ręce i zaprowadziła do pogotowia opiekuńczego. Mimo to Karolina jest dziś silną, otwartą i zaradną kobietą. Nie miały prawdziwych rodzin, nie miały wzorców i często brakowało rodzicielskiej miłości. Ich dzieciństwo to placówki opiekuńcze. Mimo trudnego startu, poradziły sobie świetnie. Wiktoria bardzo boi się spotkania. Rozmowa o przeszłości jest dla niej bardzo trudna. Przeżyła tyle, że niejedna osoba nie potrafiłaby sobie poradzić z takim losem. Ona przezwyciężyła trudności, choć często trauma z dzieciństwa wraca. Marzyłam, by trafić do domu dziecka Wiktoria od urodzenia była w rodzinie zastępczej. Najpierw u babci ze strony ojca. Matki nie pamięta. Po śmierci babci była u ojca. Ten pił i wszczynał ciągłe awantury. Jakiś czas spędziła u matki chrzestnej, która traktowała ją jak intruza. Potem zabrał ją ojciec chrzestny. Tam Wiktoria przeżyła kolejne piekło. - Po moim urodzeniu ojciec rozszedł się z mamą. Babcia została moją rodziną zastępczą. Ciągle wmawiała mi, że mama mnie nie chciała, nie kochała, nie chciała widzieć. Wiem, że to nieprawda. Jak przez mgłę pamiętam takie sytuacje, kiedy jako cztero-, może pięciolatka czekałam przy furtce na mamę. Ona przychodziła, chciała mnie zobaczyć, może przytulić, ale babcia wtedy zamykała mnie w domu i mamie mówiła, że mnie nie ma. - Kiedy mama umarła, babcia z tatą nie chcieli jechać ze mną na pogrzeb. Nie pozwolili mi jechać z kimś innym. Wcale jej więc nie pamiętam, tylko ze zdjęć. Nie miałam szansy jej poznać. Miałam osiem lat gdy zmarła - opowiada Wiktoria. Alkohol i ciągłe awantury Potem Wiktoria mieszkała z tatą, który był alkoholikiem. Awantury i alkohol to chleb powszedni. Nie wiedziała, co ma zrobić. Całe dnie chowała się u koleżanek. Marzyła wtedy o domu dziecka. Pragnęła z całych sił, by ktoś ją adoptował i kochał, jak w prawdziwej rodzinie. Wtedy jej marzenie się nie spełniło. Zamiast tego trafiła do matki chrzestnej, wtedy partnerki jej ojca, która do złudzenia przypominała złą macochę z "Kopciuszka". - Traktowała mnie strasznie. Nie pozwoliła wychodzić z domu, korzystać z telefonu, nawet nie mogłam wyjść do sklepu, nie mówiąc o tym, że mieszkając u niej, nie miałam nic. Nie kupiła mi ani jednej rzeczy - przypomina sobie Wiktoria. Potem był chrzestny i jego rodzina. To kolejna rodzina zastępcza. Tam Wiktoria przeżyła prawdziwe piekło. To boli do dziś i dziewczyna nie chce o tym mówić. Najpierw ukrywała swoją sytuację przed wszystkimi. Była smutna, apatyczna, z nikim nie nawiązywała kontaktu w szkole. Nauczyciele zauważyli, że coś jest nie tak. W końcu Wiktoria nie wytrzymała. Opowiedziała o wszystkim wychowawczyni. Kolejne wydarzenia potoczyły się szybko. Policja, pijany ojciec i... pogotowie opiekuńcze. Wiktoria nie widziała wyjścia. Była zagubiona. W dniu wyjazdu do pogotowia opiekuńczego... uciekła do koleżanki. Czułam się winna, zła, najgorsza - Bardzo się bałam. Pani kurator powiedziała mi, że mam się spakować, bo przyjdzie po mnie policja i zabierze do placówki. Uciekłam do koleżanki. Nie widziałam dla siebie wyjścia, ale bałam się tam iść. Wszyscy byli tam dla mnie dobrzy, dbali o mnie, opiekowali się, ale ja myślałam, że są przeciwko mnie. Myślałam o sobie jak o kimś najgorszym, bo opowiedziałam o swojej sytuacji w domu. - Ojciec przyjechał do ośrodka i zrobił mi potworną awanturę. Mówił, że kłamię wszystkim o jego piciu, o dramatach u chrzestnej i chrzestnego. Czułam się winna, zła, najgorsza. Wtedy myślałam, że to przecież jednak rodzina. Rodzina nie uwierzyła mnie, tylko ojcu. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Czułam się nikomu niepotrzebna - mówi Wiktoria. To spowodowało bunt u Wiktorii. Wagary, złe stopnie, ucieczki z pogotowia opiekuńczego i ciągłe awantury wychowawców z dziewczyną. - Dziś wiem, że byłam okropna. Wiem też, że ci ludzie robili wszystko dla mojego dobra. Zrozumiałam to po pewnym czasie. Dzięki wychowawcom wiele udało mi się zrozumieć, wytłumaczyli mi wiele ważnych spraw. Po kilku rozmowach skończyły się wagary i ucieczki, szybko poprawiłam oceny w szkole. Wiktoria nie chce do końca ujawniać swoich dramatów z dzieciństwa. Boi się, jest jej trudno. Było ich tyle, że mało kto by to zniósł. Ona wytrzymała. Dziś jest studentką pierwszego roku. Chce pomagać takim, jak ona. Ma własne mieszkanie, które przyznał jej TBS. Dorosłe życie. Trudne wyzwanie Samodzielne życie też okazało się wyzwaniem. Zakupy, rachunki, posiłki. O wszystko musiała zadbać sama. Inaczej niż w placówce. - Bardzo płakałam, opuszczając pogotowie. Zżyłam się z ludźmi i panicznie bałam się samodzielności. Początki były bardzo trudne. Nawet nie umiałam dysponować pieniędzmi. W pierwszym dniu wydałam wszystko na zakupy, drobiazgi, a potem nie było na rachunki. Dziś jest inaczej. Myślę, że bardzo dobrze sobie radzę. Przecież mogłam spaść na dno - mówi Wiktoria. Dziś Wiktoria studiuje, z powodzeniem zdaje egzaminy, ma mieszkanie, paczkę przyjaciół i marzenia. Chce pomagać innym, zagubionym, bo rozumie ich jak nikt. Tylko boi się założyć rodzinę. Nie myśli o tym. Nie chce, by jej dziecko przeżywało to, co ona. Mówi, że najtrudniejsze egzaminy zdaje bardzo dobrze, czasem zdarzy jej się "oblać" najłatwiejszy. Podobnie jest w jej życiu. Ten najtrudniejszy egzamin zdała celująco.