Wydarzenia rozegrały się w nocy z 31 grudnia 2011 roku na 1 stycznia 2012 roku w jednej z podłódzkich miejscowości. Według policji włamywacze pod nieobecność biznesmena dostali się do jego domu od strony dachu. Wchodząc i wychodząc przez okno na najwyższych kondygnacjach ukradli sejf, w którym było co najmniej 400 tys. zł. Jak później ustalono, zarówno nieruchomość, jak i jej właściciele byli wcześniej obserwowani przez włamywaczy. Po dokonaniu kradzieży, sprawcy zabrali znajdujące się w nim pieniądze, natomiast sam sejf zatopili w stawie na terenie powiatu łódzkiego wschodniego, gdzie później został odnaleziony przez policjantów - poinformował w czwartek PAP rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania. Początkowo śledztwo w tej sprawie, z powodu niewykrycia sprawców, zostało umorzone. Cały czas jednak pracował nad tą sprawą zespół policjantów i prokuratorów. Po pewnym czasie Prokuraturze Okręgowej w Łodzi udało się pozyskać dowody, które uzasadniały podjęcie postępowania. Jako pierwszy zarzuty w tej sprawie usłyszał 45-letni łodzianin. W ostatnich dniach zatrzymany został 55-latek z Pabianic. - Podczas zatrzymania był zupełnie zaskoczony uważając, że z uwagi na upływ czasu może być spokojny. Wcześniej wchodził wielokrotnie w konflikty z prawem. Oficjalnie utrzymywał się z dorywczo podejmowanych prac przy remontach domów jednorodzinnych i niewykluczone, że wówczas mógł robić rozpoznanie co do statusu majątkowego gospodarzy - wyjaśniła rzeczniczka łódzkiej policji podinsp. Joanna Kącka. 55-latek usłyszał zarzut kradzież z włamaniem. Grozi za to kara do 10 lat więzienia. Według policji sprawa jest rozwojowa.