Z relacji kobiety wynika, że 2 maja około 10 zawiozła męża do szpitala imienia Jonschera, gdyż bardzo bolał go brzuch. Według niej, lekarze tylko pobieżnie zbadali jej męża, nie przeprowadzając badań USG ani rezonansu magnetycznego. Przed godz. 17 lekarze zdecydowali się jednak na operację, podejrzewając zapalenie otrzewnej. W trakcie zabiegu okazało się, że chory ma tętniaka aorty brzusznej. Lekarze postanowili więc przerwać zabieg i przewieźć go do szpitala MSW w Łodzi. Tam jednak pacjent zmarł na stole operacyjnym. Prokuratura Rejonowa Łódź-Widzew prowadzi postępowanie w sprawie narażenia chorego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Sprawdzi, czy w szpitalu imienia Jonschera przeprowadzono wszystkie badania diagnostyczne, czy udałoby się uratować życie chorego i czy nie należało przewieźć go do specjalistycznego szpitala, zamiast rozpoczynać operację. Wstępne ustalenia po sekcji zwłok wskazują, że przyczyną śmierci był najprawdopodobniej wstrząs krwotoczny wywołany pęknięciem aorty. Prokuratorzy zabezpieczają dokumenty, niebawem rozpoczną się przesłuchania. Zdaniem Krzysztofa Kopani zostaną powołani biegli, prawdopodobnie spoza Łodzi.