W listopadzie 1997 roku Sebastian Cz. kupił w łódzkim sklepie garnitur do ślubu, wyprodukowany przez jedną z markowych firm niemieckich. Ekspedientka zapewniała, że garnitur wygniótł się podczas transportu i w szafie "rozprostuje się". Strój - noszony tylko przez 20 minut - marszczył się jednak na szwach. Następnego dnia po ślubie matka pana młodego odniosła garnitur do sklepu, zamierzając wymienić na inny. Gdy okazało się, że nie ma już podobnych, oddała strój w ramach reklamacji. Nie otrzymała jednak pieniędzy, gdyż właściciel sklepu nie uznał zwrotu towaru. Kobieta poprosiła o pomoc Miejski Klub Federacji Konsumentów, który potwierdził jej roszczenia. Pertraktacje ze sprzedawcą nie odniosły skutku i w 1998 roku sprawa trafiła do sądu. Klientka domagała się zwrotu 899 zł za garnitur plus ponad 50 zł za opinię rzeczoznawców. Posłuchaj relacji reportera RMF Marcina Wąsiewicza: W sądzie okazało się, że producent przyjął reklamację i zwrócił sprzedawcy pieniądze. Ten jednak nie stawiał się na rozprawy i dlatego proces ciągnął się aż cztery lata. Wyrok nie jest prawomocny.