Pomoc nadeszła tak późno, bo w pobliżu nie było wolnej karetki, a lekarze z pobliskiego szpitala zareagowali dopiero po interwencji policji. - Na dyżurze w szpitalu była tylko młoda dziewczyna, jak ona miała sobie sama poradzić z chorym? Poza tym na miejscu była policja. Dwóch funkcjonariuszy widziało przecież, że mężczyzna nie umiera; mogli go zresztą wsadzić do samochodu i przywieźć - tłumaczył reporterowi RMF FM dyrektor szpitala w Głownie. Posłuchaj: Sprawą już zajęła się prokuratura i policja ze Zgierza.