We wskazanym przez "egzorcystę" pokoju hotelu pielęgniarskiego w Człuchowie, policjanci znaleźli zwłoki 62-letniego mężczyzny. Jeszcze nie wiadomo czy było to zabójstwo, czy naturalny zgon. Ciało 62-latka przykryte było kocem, ale nie było na nim żadnych ran oraz śladów duszenia. Wokół stały puste butelki po alkoholu. Policjanci znaleźli także opakowania po lekach psychotropowych. Podczas przesłuchania Szczepan K., który jest byłym wojskowym lekarzem przyznał, że przed przystąpieniem do egzorcyzmów pił z kolegą wódkę i piwo. "Mężczyzna sprawia wrażenie chorego psychicznie" - mówi Dariusz Kłudka. Według mężczyzny, który zgłosił się na policję, nieżyjący umarł, bo nie udał się zabieg wyciągnięcia z jego ciała szatana. Szczepan K. wyjaśnił policjantom, że chciał poprzez egzorcyzmy wyleczyć znajomego ze skłonności do alkoholu. "Utrzymuje, że wypędził jednak dobrego ducha, zamiast złego. Potem przez dwa dni czuwał przy zwłokach czekając na to, aż kolega odżyje. Gdy do tego nie doszło, pojechał do oddalonego o 150 km Torunia, do komisariatu" - relacjonuje p.o. rzecznika prasowego Komendy Powiatowej Policji w Człuchowie Dariusz Kłudka. Sprawa jest bardzo tajemnicza i zagadkowa. Wśród wielu znaków zapytania jest i ten, dlaczego mieszkaniec Człuchowa zgłosił się do komendy policji oddalonej o 130 kilometrów od miejsca rzekomego zabójstwa?. Ma to wyjaśnić śledztwo, zaś przyczynę zgonu ustali sekcja zwłok. Ofiara, a także jej rzekomy zabójca znali się wcześniej - obaj byli lekarzami. Jacek Stępnicki/PAP