Spory trwają już wiele miesięcy. O pierwszych projektach uszczknięcia ziemi sąsiedzi Bydgoszczy dowiedzieli się z mediów. Nic dziwnego więc, że poczuli się pominięci i utrudniali jak mogli przejęcie ziemi przez Bydgoszcz. Były protesty i pikiety, aż w końcu Bydgoszcz zasiadła z nimi do negocjacyjnego stołu. - Jest to kompromis bardzo bliski naszego polskiego wydania krakowskiego targu. Tak mniej więcej pół na pół jeżeli chodzi o tereny i pół na pół jeżeli chodzi o dochody - powiedział wójt gminy Sicienko, który uratował nieco hektarów i pół mln. zł z podatków. Bydgoszcz choć chciała najpierw 1,5 tyś hektarów ziemi musi zadowolić się tylko nieco ponad 800. Mieszkańcom okrajanych gmin nawet ten kompromis nie bardzo się jednak podoba. - To co się ma, to się ma. Nie oddaje się nic swojego - mówi mieszkanka jednej z gmin.