Jak zamierza Pan poprawić stosunki Polski z Rosją? - Przede wszystkim trzeba wycofać Polskę z konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Uważam, że jednoznaczne opowiadanie się po stronie obecnego rządu w Kijowie spowodowało sankcje w postaci embarga na polskie produkty rolne i ogólną atmosferę niechęci wobec Polski w Rosji. Uważam, że Polska nie ma obecnie żadnych środków, żeby w tym konflikcie odnieść korzyści. Czy przywróci Pan wiek emerytalny do poprzedniej wysokości? - Podniesienie wieku emerytalnego było złamaniem umowy społecznej, tak samo jak rabunek pieniędzy z OFE. To były dwie decyzje obecnej władzy, które spowodowały, że pieniądze na czarną godzinę zostały zrabowane zwykłym ludziom. Uważam, że w nowym systemie nie wolno w dotychczasowy sposób przekazywać państwu pieniędzy na czarną godzinę. Dlatego jestem zwolennikiem likwidacji ZUS-u i wprowadzenia emerytury obywatelskiej, na takich zasadach, żeby ludzie ustawowo wiedzieli ile i kiedy im się należy, ale żeby te środki nie były w rękach polityków ani nie podlegały jednorazowej decyzji Sejmu. Należałoby wrócić do poprzedniego wieku emerytalnego, zlikwidować ZUS. System wymaga głębokich i kontrolowanych zmian. Majątek ZUS-u musi posłużyć do utworzenia funduszu emerytalnego, z którego byłyby wypłacane pieniądze należne na ten moment. Natomiast młode pokolenie, które dopiero wchodzi na rynek pracy i wiadomo, że niczego od ZUS-u nie dostanie, powinno już mieć możliwość odkładania na czarną godzinę na własną rękę w instytucjach komercyjnych, albo innych, chociażby stworzonych w miejsce zlikwidowanego ZUS-u. Czy jest Pan za przyjęciem euro w Polsce przed 2020 rokiem? - Jestem przeciwnikiem przyjęcia euro kiedykolwiek. Polska powinna mieć własną walutę. Kryzys frankowy pokazał, że trzeba mieć narzędzie do przewalutowania ewentualnych kredytów. Złotówka może być w ręku odpowiedniego rządu narzędziem do pobudzania eksportu i rozwoju gospodarczego. Nigdy nie zgodzę się na wejście do strefy euro. Co Pan uważa o pomyśle przyjęcia do Polski uchodźców z Afryki? - To jest jakiś idiotyzm. Po pierwsze, oni nie uciekają do Polski, a po drugie, skoro nie potrafimy poradzić sobie z grupą rosyjskich motocyklistów, to nie poradzimy sobie z dziesięcioma tysiącami murzynów. To jest cały mój komentarz: żadnych ludów kolorowych w Polsce. Czy jest Pan za likwidacją Senatu i zmniejszeniem liczby posłów? - Nie. Natomiast uważam, że trzeba zmienić ordynację wyborczą i obniżyć próg procentowy. To jest rzecz fundamentalna, jeżeli ma być system polityczny otwarty na nowe idee. Uważam, że okręgi jednomandatowe tylko zabetonują układ dwóch, najwyżej trzech partii. Jeśli chodzi o Senat, powiem tak: jestem zwolennikiem systemu prezydenckiego, takiego ustroju jak jest w Stanach Zjednoczonych. Kwestia zadań Senatu i Izby Reprezentantów musiałaby być odpowiednio do tej silnej prezydentury dostosowana. Czy zostaje Senat czy nie? Takie decyzje trzeba by podjąć w kontekście ustroju prezydenckiego. Podstawową kwestią jest otwarcie systemu i obniżenie progu przy wchodzeniu do Sejmu do dwóch lub jednego procenta. Czy jest Pan za przywróceniem systemu szkolnictwa sprzed reformy Buzka? - Uważam, że gimnazja okazały się niewypałem. Wyrwanie nastolatków do wyższego poziomu, w tak przełomowym okresie życia, spowodowało, że narodziły się rozmaite patologie, których nie brano pod uwagę. Co więcej, gimnazja zakłóciły rozwój młodych ludzi, stały się one wylęgarnią negatywnych zjawisk. Poprzedni system szkolnictwa był lepszy, zdał egzamin - w naturalny sposób podejmowało się decyzję, w zależności od planów życiowych i zainteresowań. System, który obowiązuje teraz powoduje, że nawet ludzie z wyższym wykształceniem mają problem z odnalezieniem się na zróżnicowanym rynku pracy, nie są wszechstronni. Ważne jest też, by to rodzice decydowali w jakim wieku dzieci pójdą do szkoły, a nie politycy prowadzący kampanię. O Marianie Kowalskim Marian Kowalski urodził się 15 sierpnia 1964 roku w Lublinie. Jest kandydatem Ruchu Narodowego w wyborach prezydenckich. Działacz polityczny, sklepikarz i publicysta. Miał 19 lat, kiedy przejął w Lublinie sklep rodzinny. Prowadził go do 2002 roku. Pracował także jako ochroniarz i trener personalny w klubie fitness. Z polityką związany od 1992 roku. Najpierw wstąpił do Ruchu Trzeciej Rzeczypospolitej, a rok później do Unii Polityki Realnej. Z ramienia UPR kandydował m.in. w wyborach do Sejmu i na prezydenta Lublina. Był także rzecznikiem Obozu Narodowo-Radykalnego, a następnie Ruchu Narodowego. Po katastrofie smoleńskiej współorganizował obchody rocznicowe w Lublinie, brał także udział w organizacji Marszów Niepodległości. W grudniu 2014 roku został wiceprezesem Ruchu Narodowego i kandydatem partii w wyborach prezydenckich. W wyścig o urząd głowy państwa wyruszył z hasłem "silny człowiek na trudne czasy". Kowalski jest zwolennikiem systemu amerykańskiego: chce być silnym prezydentem z realną władzą. Będzie ubiegał się o zmiany w prawie, zwiększające rolę prezydenta RP w rządzeniu krajem. W swoim programie wyborczym apeluje o poprawę systemu edukacji i warunków życia seniorów i weteranów. Chce Polski bezpiecznej i suwerennej, bo - jak czytamy na stronie kandydata: "W naszej historii byliśmy bezpieczni, gdy strzegło nas dobrze uzbrojone i właściwie wyszkolone wojsko o wysokim morale. Gdy brakło uzbrojenia, wyszkolenia albo morale, bezpieczeństwo naszych granic i domów drastycznie się obniżało". Jeżeli zostanie wybrany, będzie stosował zasadę: "praca w Polsce najpierw dla Polaków, polska ziemia i handel w polskich rękach". "Nie można pozwolić, abyśmy przestali być gospodarzem we własnym kraju. Po upadku komunizmu Polska nam wypiękniała, ale prawie wszystko, co cenne - nie jest już nasze. Tam, gdzie przeważa własność polska - w rolnictwie i górnictwie - polityka kolejnych rządów prowadzi do zastoju i groźby bankructwa" - przekonuje Kowalski. Kandydat Ruchu Narodowego na prezydenta mieszka z żoną w bloku w na lubelskim Czechowie. Jest zapalonym kulturystą, chętnie wygłasza też przemówienia i pisze felietony. Przed rokiem wydał zbiór swoich tekstów z lat 2005-13 pt. "Okiem narodowca".