Marcin Zaborski, RMF FM: Byłby pan dobrym prezydentem Warszawy? Jacek Wojciechowicz: Nie wiem. Nie wiem, z jakiej okazji pan redaktor mnie o to pyta... Da pan szansę warszawiakom się przekonać? - Ja byłem przez 10 lat pierwszym zastępcą prezydenta Warszawy i jakbym zebrał już cały ten okres, kiedy zastępowałem panią prezydent w trakcie urlopów i wyjazdów służbowych, to już by się tego pewno uzbierał dobry rok. Czyli rozumiem, że CV pan ma, tylko co dalej? Nie przecina pan spekulacji, kiedy dziennikarze pytają, nie mówi pan: "Absolutnie, nie, nie, to nie dla mnie, nie będę startował", tylko mówi pan: "Przychodzą, namawiają", pan się zastanawia. - Mówię prawdę. Żadnej decyzji w tym zakresie nie podjąłem. Czyli rozważa pan taki scenariusz. - Rozważam bardzo wiele różnych scenariuszy, każdy pewnie w swoim życiu rozważa różne scenariusze. Życie jest pełne niespodzianek. Pan myśli, że mógłby pan te wybory wygrać? - Zaraz, zaraz. Ustalmy jedną rzecz - na razie mówimy o tym, że rozważamy różne scenariusze. Rozważajmy, to jest jeden ze scenariuszy. Startuje pan i co? Mógłby pan te wybory wygrać? - Gdybym się zdecydował na startowanie, to chyba nie po to, żeby je przegrać. A czy wybory w Warszawie może wygrać ktoś, za kim nie stoi jedna z największych partii politycznych w Polsce? - Mnie się wydaje, że po pierwsze w Polsce na stanowiska samorządowe - w przeciwieństwie do takich krajów, jak Francja czy Niemcy - partie desygnują bardzo często bardziej celebrytów niż fachowców. To nie jest chyba najlepsze rozwiązanie, tylko zawsze dobrze by było... Tylko, że tych celebrytów wybierają potem wyborcy. Chcą ich jednak widzieć na tych stanowiskach. - Wie pan, partie nawet tego nie ukrywają, bo przecież w wielu dyskusjach mówią: "Postawimy na tego, który jest najbardziej popularny". Tylko ja nie jestem przekonany, czy idąc na przykład - nie życzę tego nikomu - na operację, chcemy mieć popularną osobę z ulicy czy chcemy mieć dobrego chirurga, który potrafi robić operację. Pytanie, czy jest pan na tyle popularny, żeby ludzie w ogóle wiedzieli kim jest Jacek Wojciechowicz i chcieli na niego zagłosować w wyborach. Albo czy jest pan w stanie, za pomocą pieniędzy wziętych skądś, swoją osobę na tyle zbudować mocno, żeby te wybory wygrać? - Pan redaktor rozważa ciągle ten scenariusz, o którym ja powiedziałem, że ja go mogę rozważać, natomiast nie jesteśmy w takiej sytuacji. To go zostawmy w takim razie. Panie prezesie, w "Dzienniku Gazecie Prawnej" grzmi pan, że "rozwój Warszawy, delikatnie mówiąc, będzie zagrożony, jeśli PiS i PO będą chciały zawłaszczyć Warszawę i obsadzić potulnymi działaczami intratne stanowiska". Mówi to człowiek, który przez 10 lat współrządził w warszawskim ratuszu. Dlaczego pan wtedy nie krzyczał, nie grzmiał, nie podawał się do dymisji z powodu tego typu polityki? A skąd pan redaktor wie, że nie grzmiałem i nie mówiłem? Krzyczał pan na Hannę Gronkiewicz-Waltz, a ona nie słuchała. - Nie wyrzucono mnie bez przyczyny z ratusza... Po 10 latach. - ...właśnie dlatego, że zwracałem uwagę na różne rzeczy, które uważałem, że nie są prawidłowe. Dlaczego wcześniej nie podał się pan do dymisji, widząc, że są one nieprawidłowe? - To nie były rzeczy na tyle istotne z punktu widzenia tego, co robiłem, żebym ja musiał grozić komuś dymisją... Dzisiaj pan mówi, że to są w ogóle straszne rzeczy, w związku z tym chyba jednak brał pan za nie odpowiedzialność. - To są rzeczy naganne... I brał pan za nie odpowiedzialność będąc w ratuszu. - Chciałem powiedzieć, że każda partia ma swoje całe zastępy działaczy. I ci działacze oczywiście potrzebują różnego rodzaju miejsc pracy. I dopiero, kiedy odszedł pan z Platformy Obywatelskiej łuski z oczu panu opadły i zauważył pan to, o czym pan mówi w wywiadach, a mówi pan tak: "Platforma i PiS to organizacje wodzowskie, które okładają się maczugami, dzielą Polaków i żyją konfliktem"... - A nie jest tak? Co się z panem działo przez tych kilkanaście ostatnich lat, kiedy był pan w ratuszu w Warszawie, był pan w Platformie, gdzie pan wtedy był? Pan tego nie widział? - Wie pan, gdzie ja byłem? W pracy. Budowałem Warszawę w tym czasie. I nie przeszkadzało to panu, że tak się dzieje w polskiej polityce i w Platformie. - Oczywiście, że mi przeszkadzało i o tym mówiłem. I główna pretensja do mnie była taka, że się partyjnie nie udzielam. Ale jak się chce poważnie budować takie miasto jak Warszawa, to nie ma czasu na partyjne rozgrywki, bo jak ktoś chce się zajmować polityką, to nie ma czasu na merytoryczną pracę. Taka jest prawda. Polityka to są podjazdy, polityka to jest ciągłe podgryzanie jeden drugiego. W związku z czym mnie się udało przez parę lat spokojnie pracować, nie zajmując się polityką. I dzisiaj mówi nam pan, panie prezesie, że wybory wewnętrzne w Platformie były zmanipulowane, ustawione. To jest - jak rozumiem - zarzut do liderów Platformy, ale chcąc nie chcąc ten sam zarzut stawia pan działaczom, członkom Platformy Obywatelskiej, którzy głosują w tych wyborach, bo pana zdaniem tak łatwo było ich zmanipulować? - Proszę pana, ktoś to organizuje. To, że wybory czy w PiS-ie czy w Platformie tak wyglądają jak wyglądają, to nie jest żadna nowość, bo to w poprzednich wyborach też było podnoszone, teraz to podniósł Jacek Kozłowski, były wojewoda mazowiecki... Te owce idą w Platformie, głosują w tych wyborach i nie widzą tego, że to jest ustawiane. - Ja nie wiem dlaczego pan obraża członków Platformy mówiąc, że to owce. Nie, to pan mówi, że oni wzięli udział w ustawionych wyborach. - Nie proszę pana, to nie wynika z tego, że ktoś jest owcą. To wynika z zupełnie innych zależności - ktoś ma pracę, ktoś ma kredyt, ktoś chce mieć święty spokój. I tak właśnie działa <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-platforma-obywatelska,gsbi,40" title="Platforma Obywatelska" target="_blank">Platforma Obywatelska</a>? - Tak działają partie w Polsce, proszę pana. I Platforma, w której był pan ostatnie lata? - Tak, dokładnie. Małgorzata Kidawa-Błońska mówi, że wybory na szefów struktury w Platformie były najbardziej demokratyczne w historii. Czy pani wicemarszałek dała się tak bardzo zmanipulować, czy sama manipuluje? - Panie redaktorze, no to może pan wytłumaczy na przykład, jak to jest możliwe, że jak lista zawiera 75 nazwisk, to pierwsze 60 dostaje określoną ilość głosów, a od 60. pozycji jak ręką odciął, okazuję się, że nie. Platforma to nie jest mój kłopot, panie prezesie. Teraz mówi pan, że od kilku lat, już od 2012 roku... - Nie, ja nie mówię o kłopocie Platformy, ja mówię o kłopocie pewnego logicznego myślenia. Mówi pan, że już od 2012 roku mówił pan o tym, że te wybory wyglądają tak, a nie inaczej, czyli rozumiem, że Donald Tusk ustawiał wybory, Ewa Kopacz ustawiała wybory, Grzegorz Schetyna ustawia wybory. - Proszę pana, ja mówiłem o warszawskiej Platformie, to po pierwsze. Po drugie, jak głosowaliśmy na przewodniczącego Donalda Tuska, to nie trzeba było nikogo namawiać do tego, żeby oddał głos na Donalda Tuska. Już półtora roku temu mówił pan, że ludzie Schetyny postanowili pana wykończyć politycznie. - Wie pan, to ja nie mówiłem, tylko to mi powiedział Grzegorz Schetyna. Tylko dlaczego był pan w tej partii tak działającej właśnie z Grzegorzem Schetyną na czele przez kolejnych kilkanaście miesięcy i te metody pan legitymizował? - Proszę pana, bo liczyłem na to, że - szczególnie w tym trudnym okresie, kiedy dzisiaj rządzi PiS i wiadomo, co się dzieje, jest sytuacja jakby wszystkim znana - Platforma Obywatelska będzie siłą, która przeciwstawi się skutecznie temu, co robi PiS. Tymczasem... A dzisiaj mówi pan, że nie ma pomysłu, żeby z PiS-em wygrać... - Nie ma pomysłu, kompletnie nie ma. Dlatego, że jeżeli pan zobaczy, jak wygląda tzw. "zjednoczona opozycja" to się okazuje, że dzisiaj po zjednoczeniu Platforma z Nowoczesną ma mniej, niż miała przed zjednoczeniem. A wie pan dlaczego? Tylko, że krytykować partię jest łatwiej niż proponować konstruktywne rozwiązanie. Pytanie... - Ja wiem, że to jest kwestia "konstruktywnej opozycji". ...co pan zaproponował Platformie i czego Platforma nie wzięła np. do programu? Jakie rozwiązania pan zaproponował, a Schetyna powiedział: "Nie chcemy tego"? - Proszę pana, ja do Grzegorza Schetyny dostępu nie mam na co dzień i nie miałem. Ja mogłem proponować na poziomie struktur warszawskich. I co pan zaproponował? - I proponowałem niejednokrotnie. Na przykład? Konkretnie. - Na przykład to, żeby awanse w partii nie były uzależnione od różnych układów towarzyskich, tylko... Nie o partię pytam. Pytam o ludzi, o wyborców: co pan dla nich miał? Jaki konkretny pomysł zaproponował pan do programu? - No wie pan co, pan redaktor żartuje. Nie, absolutnie poważnie pytam. - Ja przede wszystkim zajmowałem się Warszawą. I dla Warszawy co pan zaproponował? - No to możemy pójść na spacer, ja panu pokażę, co zaproponowałem. Metro, drogi... Nie ten program, panie prezydencie. - Ale jaki program? Ja nie jestem liderem partii. Ja realizowałem program Platformy w Warszawie budując to, co jest przez te ostatnie lata widoczne, plus zajmując się transportem, Euro 2012 i tak dalej. Nie można się zajmować wszystkim. No sorry. Wojciechowicz o Schetynie: To jest dzisiaj największy problem Platformy "To jest dzisiaj największy problem" - tak o Grzegorzu Schetynie jako liderze Platformy Obywatelskiej powiedział w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM były członek tej partii Jacek Wojciechowicz. Jak dodał, nie posądza Grzegorza Schetyny o złą wolę, "chociaż można by się zastanawiać, czemu on jest najmniej krytykowanym politykiem Platformy". "Czasem warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto... Dzisiaj jest przerwa po pierwszej połowie meczu i ten mecz jest przegrywany. I teraz pytanie jest takie: czy my chcemy w 2019 roku odsunąć PiS od władzy, czy nie chcemy" - mówił były wiceprezydent Warszawy. Jak podkreślał, dwa lata rządów Prawa i Sprawiedliwości "cofnęły nas prawie do średniowiecza". "Jeżeli zafundujemy sobie kolejną kadencję rządów PiS - obudzimy się w epoce Mieszka I" - podsumował. Na pytanie o przyszłość Jacek Wojciechowicz odpowiedział, że nie wie, z kim będzie współdziałał. "Będę współdziałać z tymi, którzy chcą tworzyć coś dobrego" - stwierdził i dodał: "Mam nadzieję, że jeszcze coś mi się w życiu uda, na scenie politycznej również". Podkreślił, że nie wstąpi do żadnej z istniejących partii. W internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM były wiceprezydent stolicy pytany był także o budowę pomnika smoleńskiego, który ma stanąć na pl. Piłsudskiego w Warszawie. "To przestrzeń, która powinna podlegać ochronie. Zaczynamy robić z pl. Piłsudskiego światową wystawę pomników" - skomentował gość Marcina Zaborskiego. Na pytanie, gdzie w takim razie powinien stanąć monument, odpowiedział, że nad tym powinni zastanawiać się ci, którzy chcą go postawić. Jak stwierdził, postawienie pomnika na Trakcie Królewskim byłoby naruszeniem znaczenia urbanistycznego i historycznego tego miejsca. "To, że nie powstał pomnik na Krakowskim Przedmieściu, było decyzją dobrą. Zniszczono by niepotrzebnie ten obszar" - podkreślił. Dodał, że jest przeciwnikiem stawiania na Krakowskim Przedmieściu jakiegokolwiek pomnika. Pytany o deklarację Platformy Obywatelskiej, która mówi, że jeśli pomnik smoleński powstanie na pl. Piłsudskiego, to go rozbierze i przeniesie w inne miejsce, Wojciechowicz odpowiedział: "Czas już skończyć z tą chorą kompletnie sytuacją, z którą mamy do czynienia od kilkunastu lat: z wojną polsko-polską polegającą na dzieleniu Polaków i na wmawianiu im, że nie ma innej alternatywy i trzeba głosować albo na PiS, albo na PO".