"Ku wspólnocie demokracji" to nazwa największej międzynarodowej konferencji, jaką kiedykolwiek zorganizowano w Polsce. Przedstawiciele ponad 100 krajów zjechali do Warszawy, by dyskutować o rozwoju i perspektywach "ustroju niedobrego, ale najlepszego, jaki do tej pory wymyślono", jak o demokracji mówił Winston Churchill. Przed konferencją polski minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek powiedział, że na spotkanie w Warszawie nie zaproszono Chin, Iraku i Libii, gdyż - jak mówił - nie spełniają "wstępnych i zasadniczych" kryteriów. Na konferencję nie zaproszono również Iranu, Korei Północnej, Kuby i Białorusi. Nie przyjechał też szef rosyjskiej dyplomacji, choć Rosja została oficjalnie zaproszona. Ostatecznie na czele delegacji z Moskwy stanął rosyjski ambasador w Polsce, Siergiej Razow. W liście otwartym do uczestników konferencji organizacja Human Rights Watch wyraziła zdumienie, że na konferencję zaproszono "niedemokratyczne państwa", takie jak Tunezja, Jemen, Egipt, Burkina Faso, Azerbejdżan, Katar, Kenia czy Kuwejt. W warszawskim spotkaniu uczestniczy prawie 2 tysięce osób. Organizatorzy konferencji twierdzą, że tak wielkie zgromadzenie dyplomatów nie powinno spowodować wielkich uciążliwości dla mieszkańców miasta. Mimo tych zapewnień, warszawiacy maja powody do utyskiwań. Okolice Sejmu są od czasu do czasu zamykane dla ruchu, obowiązuje na nich całkowity zakaz parkowania, zaś do domów sąsiadujących z budynkiem parlamentu mogą wchodzić tylko ludzie na stałe w nich zameldowani.